„Byłem pierwszym zawodnikiem, juniorem rodem z Piły z licencją po reaktywacji czarnego sportu w Grodzie Staszica”
Pierwszy junior rodem z Piły po reaktywowaniu sekcji w 1992 r. żużlowiec Marceli Dubicki udzielił nam wywiadu, w którym wspominamy jego karierę na żużlowych torach, m.in. w Pile i w Gdańsku. Kariera może nie była usłana różami, ale ambicji i woli walki wtedy najmłodszemu żużlowcowi w kraju, który zdał na licencję Ż nie brakowało. Przygodę z żużlem skończył w wieku 21 lat.
Na początek tradycyjne pytanie. Dlaczego żużel?
– Każdy dzieciak chciał w tamtym okresie po reaktywacji żużla w Pile być żużlowcem. U mnie to się zaczęło od mojego sąsiada śp. Waldka, który kochał sporty motorowe. To on wziął mnie na mecz żużlowy. Spodobało mi się i postanowiłem zapisać się do szkółki żużlowej, a potem to już jakoś poszło.
Trafiłeś do szkółki, gdzie następnie zdałeś egzamin na licencję w 1993 roku. Jak te początki wspominasz pod wodzą trenera Kędziory?
– Wielu chłopaków pojawiło się w szkółce żużlowej, ponieważ każdy chciał czegoś nowego spróbować z tej dyscypliny sportowej. Później zostało nas kilku, a wśród nich ja. Po kilku miesiącach treningów pojechałem na egzamin do Leszna, gdzie mocno padało. Pamiętam, że przy próbnym starcie, podniosło mi koło, zrobiłem świece i upadłem na tor. Odechciało mi się jazdy. Jednak trener Kędziora mi pomógł, zmotywował, dzięki czemu byłem pierwszym zawodnikiem, juniorem rodem z Piły z licencją po reaktywacji czarnego sportu w Grodzie Staszica. Licencję także zdawał Rafał Dobrucki, Adam Skórnicki, a odnawiał Adam Łabędzki.
Pamiętasz debiut ligowy
– Kto by pamiętał przy tak dużej tremie (śmiech). To był przegrany mecz w Krakowie, gdzie nie zdobyłem punktów, a jechałem trzy razy.
Jednak na swoje pierwsze ligowe punkty musiałeś czekać do drugiego pojedynku w Pile, gdzie wygraliście ze Śląskiem Świętochłowice 54:36. Ile ich było? Pamiętasz kogo pokonałeś?
– W tym meczu zdobyłem 2 punkty w trzech biegach. Z tego co pamiętam udało mi się pokonać Sebastiana Kowolika. Była radość.
Zapytam o awans, którym żyło całe miasto. Czyli mecz z Rybnikiem. To chyba jedna z tych najmilszych chwil, jaka ci się przydarzyła na torze, choć dorobek punktowy nie był najlepszy 2 punkty (0,1,1). Jednak radość wasza i kibiców bardzo duża.
– Ten mecz był o awans. Ale już wcześniej cała Piła żyła żużlem i każdy wiedział, że Ekstraklasa w naszym mieście musi być. Stąd też działacze sprowadzili wielokrotnego mistrza świata Hansa Nielsena. Mecz wygrany, spotkania ze sponsorami w restauracji. Pani Mirosława Rutkowska-Krupka, prezydent Piły wręczyła nam dyplomy. Ten rok jak i wcześniejsze lata to także nasza rozpoznawalność na ulicy, gratulacje po wygranych meczach. Mimo płynących lat do dziś ludzie mnie rozpoznają w Pile.
Twoim drugim klubem było gdańskie Wybrzeże? Jak tam się znalazłeś? Miałeś trafić do drugoligowej Łodzi, ale podobno rodzice zdecydowali inaczej.
– Kiedyś podczas zawodów Pomorskiej ligi młodzieżowej otrzymałem telefon chyba od Marka Dery, czy nie chciałbym jeździć w Gdańsku. Byłem zaskoczony, bo w Pile robiłem po jeden po dwa punkty, a tu taka propozycja. Ponieważ nie byłem pełnoletni to rodzice podejmowali decyzje i zdecydowali, że Gdańsk będzie odpowiednim dla mnie miejscem.
W Gdańsku dostałeś także nowy model Jawy 899, o którym w Pile mogłeś pomarzyć. Były wyniki na tym sprzęcie?
– Początki w Gdańsku też były ciężkie, jak na zawodnika, który przyszedł z drugiej ligi do ekstraklasy. Ale z czasem zacząłem nawet wygrywać biegi w ekstraklasie w lidze. Były dobre turnieje indywidualne, zawody w lidze pomorskiej. Udawało się wygrywać z Ułamkiem, śp. Dadosem, Staszkiem. Moja średnia biegowa w ostatnim sezonie w Gdańsku osiągnęła 1.860.
76 meczów ligowych, 219 biegów, 184 punkty, dwa sezony w Pile, cztery w Gdańsku. W 1998 r. kończysz karierę żużlową. Dlaczego powiedziałeś koniec?
– Gdybym cofnął czas to decyzje byłyby inne. Tym bardziej jak wspomniałem wcześniej, była dobra średnia biegowa, 74 punkty w lidze. Ale nie było z tego profitów. Za uścisk dłoni prezesa nikt nie będzie jeździł. Mogłem pójść do innego klubu – ciężko powiedzieć dziś, dlaczego zakończyłem. Oczywiście ciągnęło mnie z powrotem na tor, ale nie wróciłem do tego sportu. Chyba decyzja o końcu była podjęta zbyt pochopnie. Szkoda.
Jakie mecze, jakie biegi wspominasz najmilej, z kim ci się najlepiej jechało w parze?
– Miło wspominam mecz Gdańska z Rybnikiem w 1998 r., gdzie trener Kędziora mnie puszczał z rezerwy, m.in. z Samem Ermolenko przyjechaliśmy na 5:1. W trzech biegach dwukrotnie byłem drugi. W Pile dużo biegów odjechałem razem z Rafałem Dobruckim, a w Gdańsku na początku z Jarkiem Olszewskim – bardzo pomocny zawodnik. Miło wspominam biegi w parze z Samem Ermolenko, Markiem Derą, Wojtkiem Załuskim.
Poza ligą odniosłeś jakiś sukces indywidualnie? Może finał Brązowego Kasku 1995 r.?
– Można tak powiedzieć, ponieważ byłem chyba piąty w tych zawodach, z dorobkiem 10 punktów. Początek zawodów był słaby, a potem wygrywałem biegi. Te punkty odbierałem m.in. Walaskowi. Była wygrana w Memoriale Jerzego Białka przed Walaskiem i Staszewskim w Gdańsku.
W 2017 roku gościłeś na prezentacji Polonii, gdzie miałeś okazję powspominać z Waldemarem Cisoniem, Andrzejem Rzepką, Jackiem Pionke, trenerem Januszem Michaelisem dawne czasy, choć nie wszystkim te kariery rozwinęły się jak pewnie by oczekiwali. Masz kontakt z kolegami z toru na co dzień? Jeśli tak, to z którymi czy tylko przy okazji takich spotkań lub na fp.
– Najlepszy kontakt mam z Jarkiem Olszewskim. Jak razem jeździliśmy, tak i teraz poza torem. Mariusz Franków, Marek Dera, Marek Mróz, Jacek Pionke, Rafał Kowalski to osoby, z którymi jest kontakt i to jest fajne. Takie spotkania z byłymi żużlowcami powinny być częściej organizowane. Byłaby okazja do wspomnień.
Po zakończeniu kariery śledziłeś co w żużlu, co w Pile, Gdańsku?
– Oczywiście, że śledziłem i nadal śledzę co w całej dyscyplinie się dzieje. Kiedyś Tygodnik Żużlowy, telegazeta, a dziś mamy internet, telewizję – informacje szybko można znaleźć.
Dziś żużla w Pile nie ma z różnych przyczyn. Nie będziemy drążyć czemu nastąpił upadek żużla, ale zapytam, czy ty masz receptę na to co musi się stać, aby motocykle żużlowe wróciły na Bydgoską?
– Receptą jest moja wygrana w totolotka (śmiech). Gram w niemieckiego totolotka, a więc wszystko jest możliwe. A tak poważnie to myślę, że na drugą ligę przy pomocy miasta, małych sponsorów nas stać. Mam nadzieję, że budynek, który od Kossaka się buduje nie oznacza końca tego sportu w Pile.
Co dziś porabia zawodowo i prywatnie Marceli Dubicki?
– Zawodowo to jestem w Niemczech kierowcą ciężarówki. W żużlu się nie dorobiłem, dlatego cieszę się, że dzięki tej pracy udaje się zarobić środki na życie. Oczywiście, gdy mam wolne to bywam w Pile.
W marcu przed pandemią wziąłeś udział w zawodach Spartana na Majorce z STG Piła. Jak te zawody wspominasz? Czy trudniej biegać i pokonywać przeszkody, czy jednak trudniej walczyło się o punkty na torze?
– Do treningów i zawodów bakcyla wszczepił mi były żużlowiec Radek Maciejewski z Piły. Udało się ukończyć 5 km bieg na Majorce. Wysiłek duży, było ciężko. W zawodach Spartan byłem zdany na swoją psychikę, a w żużlu na udany bieg, na wynik działa więcej czynników – motocykl, warunki torowe. Jeśli trener Radek to czyta to mówię, że jeszcze wrócę silniejszy do treningów i dam z siebie jeszcze więcej podczas kolejnych zawodów Spartan.
Na koniec może chcesz kogoś pozdrowić, podziękować ludziom, dzięki którym mogłeś uprawiać sport, który nadal jest sportem numer jeden w Pile, mimo że dziś jest nieobecny?
– Dziękuję śp. Waldkowi za to, że zaszczepił we mnie żużel. Pozdrawiam wszystkich wiernych kibiców Polonii i Gdańska, którzy trzymali kciuki za moje biegi, za wynik drużyny. Dziś są to już pokolenia. Pozdrawiam rodzinę i dziewczynę Paulinę.
Rozmawiał Sebastian Daukszewicz