Franków: ,,Jak był większy sponsor to w klubie były dla nas większe pieniądze, a jak większe pieniądze to i wynik musiał przyjść’’

Speedway był dla niego całym życiem. Uwielbiał jazdę na motocyklu i rywalizację z przeciwnikami. To było coś, co go nakręcało przez 18 sezonów i dawało pozytywnego „powera”. Takim żużlowcem był Mariusz Franków wychowanek Polonii Piła, z którym wspominamy jego karierę na żużlowych torach. W sportowym dorobku ma m.in. cztery medale w tym złoty DMP, Srebrny Kask czy występ w IMŚJ 99 w duńskim Vojens.

Tradycyjnie zaczynamy pytaniem o pierwszy kontakt ze sportem żużlowym. Jak to było w twoim przypadku?

– Pierwszy kontakt ze sportem żużlowym miałem w 1995 roku – bodajże pod koniec marca znalazłem się w szkółce. Na motocykl usiadłem w połowie maja, wcześniej jeździłem na motorowerach, WSKach. Siadając na motocykl żużlowy, dużo silniejszą maszynę troszkę się zdziwiłem, ale jakoś zaczęło się to „kręcić” i w sierpniu była już propozycja, żeby wysłać mnie na licencję, ale jednak zdecydowano, że troszkę poczekam, jeszcze się podszkolę i pojadę w październiku. W Lesznie zdałem licencję. Zdawałem m.in. z Krzyśkiem Cegielskim, Tomkiem Jędrzejakiem.Ogólnie wcześniej miałem już kontakt ze szkółką, z tym że wtedy – nie pamiętam, może to był 1994 lub nawet 1993 rok – zaczynaliśmy od remontów szatni i tak się to ciągnęło. Było nas naprawdę dużo i żeby usiąść na motocykl musiało „dużo wody upłynąć”, więc wtedy jeszcze zrezygnowałem. Później poszedłem na stadion z kolegami, którzy jeździli już tam jeden sezon wcześniej i zostałem.

Licencję zdobyłeś w barwach Polonii Piła, z którą związany byłeś do 1999 roku. Opowiedz o swoim debiucie ligowym. Był stres czy na spokojnie podchodziłeś do meczu ligowego 1996 r. Przypomnę, że to był rok, w którym sięgnąłeś z kolegami po pierwszy historyczny medal DMP dla Piły. Był to medal brązowy.

– To był czas kiedy Rafałowie – Kowalski, Dobrucki, Okoniewski byli kontuzjowani i weszliśmy z Pecyną z marszu w tę ligę, to był czas play off’. Choć ja debiutowałem z Tarnowem podczas ostatniego meczu rundy zasadniczej. Jako młody człowiek zbytnio się nie stresowałem tym, że to już mecz ligowy. Wcześniej było dużo zawodów juniorskich, młodzieżowych. Potrafiliśmy jeździć nawet dwa czy trzy razy w tygodniu w zawodach młodzieżowych. Po takim jednym sezonie z licencją, miałem już naprawdę dużo imprez młodzieżowych „odjechanych”. Już trochę umieliśmy „jechać”.

Ogólnie kadra Polonii liczyła 8 juniorów m.in. Dobrucki, Okoniewski, a więc nie tylko rodowici pilanie. Ciężko było walczyć o skład? Ty odjechałeś 5 meczów w Ekstralidze.

– Rywalizacja z kolegami, zawodnikami z Piły też nie była mała, było nas tam sporo, ale mieliśmy wszyscy równe szanse. Myślę, że sobie dobrze radziłem. Trudniej było z zawodnikami takimi jak Dobrucki czy Okoniewski – w 1996 miałem rok czasu doświadczenia, jeden rok jazdy na motocyklu żużlowym, a oni jeździli już po kilka lat czy trenowali już od 12-tego roku życia i mieli zaplecze w postaci ojców. Ojcowie Rafała Dobruckiego czy Rafała Okoniewskiego już wiedzieli jak przygotowywać sprzęty, także my byliśmy jeszcze daleko za nimi, przebić się przez nich było bardzo ciężko.

W tamtym czasie w klubie był Hans Nielsen wielka legenda żużla. Miałeś okazję podpatrywać, nauczyć się czegoś od tego duńskiego multimedalisty?

– Mieliśmy na co dzień Hansa Nielsena, przyglądaliśmy się jak startuje, jak układa się na motocyklu jego sylwetka, a wiadomo, że był nazywany „profesorem z Oxfordu” w Anglii. Mieliśmy go na żywo, mogliśmy z każdej strony go obserwować, w parkingu jak np. przygotowuje motocykl. Były też takie momenty gdzie były play-off’y w 1996 czy 1997, Hans już z nami trenował i uczył nas, które ścieżki na pilskim torze obierać, żeby złapać optymalny tor jazdy. Pamiętam mecz we Wrocławiu kiedy dobrze wystartowałem, „uciekłem” do przodu, on tam z tyłu już – jak to się mówi – wykonywał odpowiednią pracę, żebyśmy dowieźli te 5 punktów.

A jak wspominasz drogę Polonii do złota i tę radość, po meczu z Wrocławiem o DMP 1999r.?

– Od 1996 były co sezon medale. Pojawiali się nowi sponsorzy. W 1999 mieliśmy sponsora spoza Piły – Ludwik. Były to niemałe pieniądze wyłożone w klub i większy nacisk na wynik, ale też większe inwestycje. Z każdym rokiem były większe inwestycje w sprzęt, bo jeszcze np. w 1996 roku był on gorszy, ale każdego roku jak był większy sponsor to w klubie były dla nas większe pieniądze, a jak większe pieniądze to i wynik musiał przyjść. Ja byłem zawodnikiem amatorskim, i też miałem swoje potrzeby, które były realizowane odnośnie sprzętu. Co do meczu finałowego o DMP 99 ja w nim nie startowałem, ale pamiętam, że wszyscy przed meczem myśleli już tylko o tym, że już mamy złoty medal, gdzie w trakcie meczu był moment, że John Cook z Wrocławia, zaczął tak punktować, że zrobiło się naprawdę gorąco. Była narada w parkingu: „panowie weźmy się, bo zaraz nam wydrapią to złoto”. Jednak się udało. I zdobyliśmy jak do tej pory jedyny złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski.

Od 2004 reprezentujesz kluby Lublina, Gdańska, Równego Lwów, Łodzi, Opola i w 2011 r. wracasz po raz drugi do Piły.

– Wiedząc, że senator Stokłosa zainwestuje jakieś pieniądze, po rozmowach z działaczami uważałem, że nie będzie żartów, jeśli przychodzą bracia Pawliccy, to jedziemy już tylko po jedno – po awans i tak też się stało.

W 2014 po sezonie w Lublinie kończysz karierę żużlowca. Skąd taka decyzja? Przypomnę, że na torze spędziłeś 18 sezonów, odjechałeś 225 meczów, 964 biegi gdzie wywalczyłeś 1344 punkty.

– W sezonie 2014 podpisałem kontrakt w pełni zawodowy, gdzie pieniążki „leżały na torze”. Jeździłem tam od pierwszych treningów i szło mi bardzo dobrze. Trenerem był Pan Wardzała. Przyjeżdżał z Dawidem Lampartem, pchał bardzo mocno tego chłopaka do składu. Mnie poinformował, że sezon wcześniej nie startowałem i nie poradzę sobie w pierwszym meczu. I tak mnie przeciągnęli przez chyba sześć kolejek, jeździłem, trenowałem, ale ileż można jeździć, inwestować i trenować nie zarabiając? W końcu mnie puścili i w pierwszym wyścigu na prowadzeniu, na ostatnim kółku – zdarzyło się otwarte złamanie ręki, to jakoś tak się to potoczyło. To było już chyba trzecie albo czwarte złamanie, wróciłem po czterech albo pięciu tygodniach na motocykl, ale to już nie było to. Trzeba było myśleć bardziej przyszłościowo o rodzinie, o córce. Wiadomo było, że całe życie nie będę jeździł na motocyklu, tym bardziej, że miałem sporo kontuzji – złamań, stłuczeń itd. Wiedziałem, że prędzej czy później kariera się skończy. Przygotowywałem się na pewno wcześniej do tego, bo w przerwach, w sezonach 2010 czy 2013 albo nawet po słabych sezonach, zimą jak każdy normalny człowiek gdzieś tam się pracowało, zarabiało pieniążki, żeby mieć z czego żyć.

Co dziś prywatnie robi ,,Franek?’

-A teraz pracuję jako mechanik w warsztacie samochodowym, chociaż z zawodu jestem stolarzem. Wybrałem to zajęcie z tego względu, że już od dzieciństwa kręciłem ciągle kluczami przy motocyklach, ciągle się grzebało, naprawiało – to mi się podoba i jest ok.

Brakuje ci żużla na Bydgoskiej?

– Na pewno nie dałem się wyleczyć z żużla, cały czas się nim interesuję. W Pile akurat teraz nie ma żużla, ale w poprzednich sezonach byłem na jakichś meczach. Powiem szczerze, że kolidowały one z meczami np. ekstraligowymi gdzie były naprawdę fajne zawody albo Grand Prix.

Na koniec powiedz jak spędzasz tegoroczne święta Bożego Narodzenia oraz jak wspominasz Turnieje Gwiazdkowe, które odbywały się na pilskim stadionie. Jeden z turniejów wygrałeś.

– Święta spędzam tradycyjnie, z rodziną, może troszkę „pokolędujemy” po rodzinie, chociaż teraz nie wiadomo, bo pandemia. Na spokojnie, odpoczywając. A co do Turniejów Gwiazdkowych to wygrałem przedostatnią 13 edycję w 2005 r. Mogłem wygrać już dwunastą, ale pech… Przewróciłem się na pierwszym wirażu i zdobyłem chyba 13 punktów, a pozostałe cztery biegi wygrałem. Fajne to były zawody, dużo kibiców przychodziło, fajne imprezy. Było czuć klimat świąteczny. Były sponsorowane choinki, gwiazdorzy na stadionie – kibice na pewno byli zadowoleni. Fajna zabawa.

Przy tej okazji chciałbym serdecznie podziękować wszystkim sponsorom tym większym czy mniejszym, którzy mnie wspierali na tyle na ile było ich stać. Aby nikogo nie pominąć, jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy mnie pamiętają i mi pomagali. No i oczywiście podziękowania dla kibiców pilskiej Polonii oraz tych z całej żużlowej Polski za doping, brawa i wsparcie. Pozdrawiam Franek

Rozmawiał Sebastian Daukszewicz

frankow_zuzel

frankow_zuzel frankow_zuzel_02 frankow_zuzel_03 frankow_zuzel_04 frankow_zuzel_05 frankow_zuzel_06 frankow_zuzel_07 frankow_zuzel_08 frankow_zuzel_09 frankow_zuzel_10 frankow_zuzel_11 frankow_zuzel_12 frankow_zuzel_13 frankow_zuzel_14 frankow_zuzel_15 frankow_zuzel_16 frankow_zuzel_17 frankow_zuzel_18 Created by Readiris, Copyright IRIS 2009 frankow_zuzel_20