Pamiętamy, że nie publiczność jest dla nas, lecz my dla publiczności

Z Łukaszem Rybarskim, kluczową postacią Kabaretu pod Wyrwigroszem, aktorem, reżyserem, scenarzystą, producentem filmowym, posiadaczem licencji lotniczej PPL, instruktorem jazdy konnej rozmawia Marek Mostowski.

Panie Łukaszu, czy to, że jesteście zawodowymi aktorami pomaga wam w działalności kabaretowej czy jest przysłowiową kulą u nogi?

– Na pewno pomaga. Gdyby nam to przeszkadzało nie bylibyśmy w stanie utrzymać przez 20 lat kabaretu. Uważam, że jeżeli ktoś coś ma, to należy to wykorzystać. Większość kabareciarzy nie ma wykształcenia aktorskiego i próbują zastąpić to innymi środkami. Dzięki temu pewnie trochę się odróżniamy od innych kabaretów, co w dobie mnogości takich formacji jest bardzo potrzebne. A pełna sala jest dowodem, że robimy to dobrze.

Wszyscy jesteście po PWST w Krakowie. Czy od razu po studiach postanowiliście poświęcić się sztuce kabaretowej?

– Właściwie już na studiach próbowaliśmy coś robić. W liceum zajmowałem się różnymi rzeczami estradowymi, byłem wokalistą zespołu rokowego, po prostu szukałem swojej drogi. A kabaret mam we krwi, zanim zacząłem robić to zawodowo, to bawiłem koleżanki i kolegów już w szkole podstawowej, w liceum, na studiach. To coś trzeba już w sobie mieć, bo tego nauczyć się nie da.

Jako „Kabaret pod Wyrwigroszem” działacie już 20 lat. Czy to, że pracuje pan wspólnie z małżonką nie wpływa negatywnie na kontakty domowe?

– Na domowe nie, bo przeważnie jesteśmy w trasie. Nie wiem jak to się stało, że jeszcze jesteśmy małżeństwem. Małżeństwo polega na tym, że trzeba się czasami rozstać, żeby za sobą zatęsknić, żeby spotkać się w domu i poopowiadać sobie co się działo. A my wciąż razem pracujemy, wszystko o sobie wiemy – to pewnie miłość. Nieco na tym ucierpiały dzieci, bo zostały trochę wychowane przez telefon i Skypa.

Czy to, że kształci się pan w wielu dziedzinach (aktor, reżyser, scenarzysta, Licencja Lotnicza PPL, instruktor jazdy konnej, producent filmowy) nie rozprasza pana w pracy zawodowej?

– Ja w ogóle lubię robić dużo rzeczy. Oprócz tego, co pan wymienił jestem jeszcze operatorem, oświetleniowcem, montażystą. To wszystko jest bardzo pomocne, bo dzięki temu nasze filmy możemy wyprodukować własnymi siłami bez dodatkowych kosztów. Sprzedałem swój niewielki samolot, dzięki czemu kupiłem trochę sprzętu filmowego i jesteśmy teraz kompletnie wyposażeni.

Czy na przestrzeni lat zauważył pan jakąś znaczącą zmianę w waszej publiczności?

– My się zmieniamy, czasy się zmieniają to i również publiczność. Jedno pozostaje nadal niezmienne – cały czas nas oklaskują, akceptują to, co robimy. Pewnie po latach potrafimy lepiej się z widzami porozumieć, pamiętamy, że to nie oni są dla nas tylko my dla nich. Staramy się jak najlepiej wypełnić tą swoją misję rozluźnienia, rozbawienia widza, oderwania go od często mało śmiesznej rzeczywistości.

Po rocznej przerwie wróciliśmy do RMF FM z popołudniową audycją „Z pamiętnika sierżanta Lizaka”. Jest ona emitowana w weekendy i skierowana do kierowców, którzy są akurat w trasie.

Na początku w waszych skeczach było dość dużo polityki, teraz od tego odchodzicie. Z czym to się wiąże?

– Powiem panu szczerze, mnie już zaczęła brzydzić ta polityka. Wciąż jest to samo. Tyle lat już to robimy, można by odgrzebywać żarty z szafy i wciąż byłyby aktualne. Ludzie już też chcą od tego odetchnąć. Oczywiście, jeżeli zdarza się coś innego to zaraz próbujemy to uchwycić, czego przykładem jest chociażby piosenka „Donald marzy”. Od trzech lat nie dotykaliśmy jej, a teraz po przejściu Tuska do Brukseli dograliśmy dwie zwrotki komentujące tą bieżącą sytuację. W każdym razie odnosimy się bardziej do rzeczywistości niż do polityki, która sama w sobie jest „śmieszna”.

Czy lubicie podczas grania przygotowanego programu zrobić coś a vista?

– Tak, wręcz to uwielbiamy i tym żyjemy. Jak się gra codziennie, a czasami i dwa razy dziennie to te skecze zna się jak własną kieszeń. Nie możemy sobie pozwolić na popadanie w rutynę, próbujemy dodawać coś nowego i nawet jak się pomylimy to i tak jest śmiesznie. Taki czas jest, że nie trzeba tego aktorstwa bez przerwy pokazywać. Jeżeli jest rozmowa z widownią, to trzeba rozmawiać nie grać.

Czy zeskakiwanie ze sceny jest wszędzie przyjmowane z takim entuzjazmem?

– Tak, Andrzej jest u nas akurat takim ogniwem młodości, jeszcze go rozpiera energia i może to robić, bo my to raczej boimy się już o całość naszych kończyn. Dobrze mieć takiego Andrzeja w zespole, bo wiadomo, że widownia starzeje się razem z nami, a dzięki Andrzejowi przyciągamy też młodych ludzi. Wszystkie nasze fanki głównie do Andrzeja biegną.

Jakie macie najbliższe plany?

– Będziemy na pewno kontynuować współpracę z RMF FM. Od dawna marzymy o tym, aby zrobić dowcipną, zabawną piosenkę świąteczną, ale zawsze jakoś nie starcza na to czasu. Powinniśmy już zacząć nad nią myśleć, a bardzo dużo koncertów mamy jeszcze w tym miesiącu. I tak jest przeważnie co roku. Ale jeżeli nam się uda, to na pewno pojawi się na naszym kanale na YT, na który serdecznie zapraszam: www.kabaret.pl

W takim razie życzę zrealizowania zamiaru i dziękuję za rozmowę.

0wyrwigrosz17

wyrwigrosz16 wyrwigrosz10 wyrwigrosz11 wyrwigrosz12 wyrwigrosz13 wyrwigrosz14 wyrwigrosz15