Piotr Świst lepszy niż Château Lafite

Z Piotrem Świstem, wspaniałym żużlowcem, kapitanem Victorii Piła rozmawia Marek Mostowski.

Piotr, jak to jest być zawodnikiem lepszym niż wino? Jesteś czym starszy, tym lepszy?

– Po prostu, podchodzę do tego z sercem i z pełnym profesjonalizmem. To jest nie tylko moja praca, ale też sposób na życie, pasja… ja z tego żyję. Od najmłodszych lat, jak miałem trzy czy cztery latka, z ojcem jeździłem już na żużel i od tamtej pory zostałem tym zarażony przez tatę, i tak do tej pory to trwa…tak do tego podchodzę. Bardzo to lubię, kocham i tak długo będę to robił jak długo będzie mi to sprawiało przyjemność i będę się dobrze czuł.

Czy to, że Twój szwagier został żużlowcem, to także dzięki tobie?

– W pewnym sensie tak… w dużej mierze…

W żużlu bardzo często istnieją swego rodzaju „klany” rodzinne, jak Dobruckich, Okoniewskich, Pawlickich, Kasprzaków, etc., w których jeździł ojciec i jeździ syn… u ciebie tego nie było, twój tata żużlem się pasjonował, ale nie był zawodnikiem.

– Tak, tata pochodził z Lubelskiego, tutaj przywędrował do wojska i się osiedlił…poszedł na żużel i bardzo to polubił, miał swoje miejsce, na jednym miejscu przez 40 lat przesiedział, ławki już nie ma, ale miejsce jest…

Wielu znawców uważa, że Piotr Świst nie osiągnął tego co mógł osiągnąć, czy też uważasz, że Wiener-Neustadt „troszeczkę” pokrzyżowało twoje plany, i twoje możliwości, które w tobie drzemią?

– Na pewno tak, w ogóle miałem bardzo dużo kontuzji, co kilka lat, ale bardzo ciężkie i na pewno to zawodnika stopuje. Przychylam się do tego, miało to wielki wpływ na rozwój mojej kariery.

Jak wielki trzeba mieć hart ducha, żeby rok po wypadku pojawić się w parku maszyn? Wielu nie mogło uwierzyć, że to Piotr Świst przyszedł. Czy do tego potrzeba jakiejś niezwykłej siły woli i samozaparcia, ale także wsparcia najbliższych, żony, rodziny…?

– Na pewno tak, byłem młody, rok po ślubie, Klaudia miała roczek i miałem wielkie wsparcie w rodzinie ojca, matki, żony, córki.. więc to wszystko trzymało mnie w garści, nie myślałem o tym, chciałem jeździć i nie rozpamiętywałem tego co się stało pod Wiedniem, jak się stało i dlaczego… nie interesowało mnie to, w takiej sytuacji, nie można o tym myśleć…

W 2010 roku, w Pile, uroczyście obchodzono 25-lecie twoich startów, w przyszłym roku będzie już 30. Myślisz, że to jakoś specjalnie uczcisz?

– Zobaczymy jak to będzie, ja nie liczę tego roku w którym zaczynałem. Zaczynałem w 1984 roku, we wrześniu zdałem licencję, nie jeździło się wtedy, może jakieś dwa zawody młodzieżowe, ale tego roku nie liczę. Oficjalne 30-lecie będzie w przyszłym roku, zobaczymy jak to wszystko się ułoży….

Do kiedy zamierzasz jeździć, gdzie jest granica?

– Dopóki będę się dobrze czuł…

Nie będziesz patrzył w metrykę?

– Nie, nie… Broń Boże…Tylko w Polsce tak jest, że zawodników z innych krajów, będących po czterdziestce kochają, a naszych mają głęboko… nie widzą ich… Ja nie patrzę na to, robię swoje, jeżdżę dobrze, wygrywam. Jak długo będzie mnie to bawiło, jak długo będę zdrowy, jak długo będę się dobrze czuł, dopóki nie będę ogonów zamiatał, to będę jeździł…

Andrzej Huszcza jeździł 33 lata, a Ivan Mauger podobno jeździł na motorze mając 69 lat, oczywiście już nieprofesjonalnie.

– Tak, jak byłem w 1988 roku w Australii, to Mauger z nami tam jeździł, już karierę skończył, ale pokazówki robił. Jeszcze z Brucem Penhall`em, którego miałem okazję poznać na antypodach.

Jesteś teraz zawodnikiem pilskiej VICTORII, wcześniej jeździłeś w barwach Polonii, jak odbierasz środowisko pilskie. Miałeś okazję zostać Najlepszym Sportowcem, wygrać plebiscyt, chyba czujesz tą sympatię ze strony kibiców?

– Jest sympatia, jest wszystko w porządku, jesteśmy tutaj bardzo dobrze przyjmowani, od początku jak pamiętam. Nie mam większych problemów z nikim, szkoda tylko, że jest mało sponsorów, którzy pomagają, niektórzy się oferowali, ale szybko o tym zapomnieli. Powoli jakoś to kulam, ale ogólnie jest wszystko w porządku.

Ale jak myślisz, jest szansa w tym sezonie na wejście do wyższej ligi, to chyba w dużej mierze zależy jednak od pieniędzy…

– Trudno powiedzieć, trzeba bardzo mocno zainwestować w sprzęt, nie na tym na czym my jeździmy, nie za te pieniądze, za jakie my startujemy, nie da się…nie ma możliwości.

Nigdy nie patrzyłeś tylko na siebie, znany jesteś z tego, że pomagasz kolegom, zawodnikom, młodszych naprowadzasz na dobre tory. Czy nie miałeś, jakiegoś dyskomfortu, kiedy przestałeś być kapitanem drużyny, na rzecz kogoś, kto w sumie nawet nie jeździ…

– Miałem swoje myśli, ale to zostawię dla siebie.

Najważniejsze, że zmitygowali się co niektórzy…

– Nawrócili się…

Piotr, powiedz czy trzeba mieć bardzo wyrozumiałą żonę, żeby móc w taki sposób jak ty, prowadzić swoją karierę?

– Oczywiście, trzeba mieć wolną głowę od problemów, trzeba mieć wsparcie, tak jak o tym mówiliśmy, to jest podstawa. Jak człowiek jedzie na zawody ścigać się, a myśli o tym co tam w domu się wydarzyło czy żona będzie zadowolona, czy nie, to nie ma racji bytu w tym sporcie, chyba w każdym sporcie. Trzeba mieć wolną głowę, żeby koncentrować się na zawodach, a nie myśleć o tym czy ja się pokłóciłem z żoną, czy ona ma o coś pretensje…

No chyba na to nie możesz narzekać?

– Nie, broń Boże…

Czy w tym sezonie będą miały miejsce jeszcze jakieś twoje indywidualne straty?

– Nie, miałem jechać w Niemczech, ale akurat czternastego mamy PLAY OFF, więc niestety nie pojadę, źle się ułożyło. Zawsze ten turniej organizowano w oktoberfest, ale niestety w tym roku odbędzie się wcześniej.

Jeżeli Piła zostanie w II Lidze, w przyszłym roku możemy na ciebie liczyć?

– Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży, nigdy nie mów nigdy, będziemy rozmawiać, dyskutować, co tu zrobić i jak, wtedy wszystko się okaże.

Czego ci życzyć?

– Zdrowia, o resztę sam zadbam.

Więc życzę ci dużo zdrowia i nawet najmniejszej kontuzji, i dziękuję za rozmowę.

– Dziękuję również.

piotr_swist_1

piotr_swist_213

piotr_swist_210

piotr_swist_211

piotr_swist_212