POZORANT

Uff! Co mnie podkusiło… żeby wziąć na tapetę POZORANTA? Mam tak mało miejsca na moje wynurzenia, a przecież pozoranctwo to temat rzeka, i to nie byle jaka struga, lecz co najmniej Nil. Przecież pozorantów wokół nas jest zatrzęsienie! Chociaż nie muszę definiować owego określenia, bowiem mam pewność, że każdy wie o czym/kim będzie mowa. Ale gwoli dziennikarskiego obowiązku wyjaśnię, za słownikami j. polskiego, że ów pozorant to człowiek, który udaje, symuluje; symulant, udawacz, pozer, etc.. etc. Muszę jednak dodać, że istnieją pozoranci zawodowi, np. osoby, które odziane w waciakowe grube odzienie pomagają w szkoleniu psów, udając złoczyńcę, którego czworonóg ma dopaść i obezwładnić. Ale są to wyjątki od obowiązującej reguły.

Wszystkim wiadomo, że w każdej dziedzinie życia pozorantów nie brakuje. Są symulanci choroby, blefiarze miłości, udawacze przyjaźni, czyli tzw. faryzeusze, patriotyczni blagierzy, czy wreszcie POZORANCI PRACY! Można by sypać jak z rękawa kolejnymi hochsztaplerami, ale ja skieruję soczewkę lupy na tylko jeden rodzaj pozerstwa – pozerstwo pracy! Nie, tym razem nie będę chłostał biczem satyry i harapem sarkazmu grupy zwanej politykami. Prawdę mówiąc nie muszę tego robić. Przecież wszyscy wiemy, że w tej kaście pozorantów jest najwięcej. I na tym poprzestanę!

Co do pozoracji pracy, tu dopiero jest pole do popisu. Takich symulantów – choć podobno od wielu lat mamy kapitalizm – jest całe mrowie. Zaczynając od robotników niby coś remontujących, gros czasu spędzających w „oparciu” o łopatę, lub co dziesięć minut ćmiących papierosa, przez urzędników odkładających sprawy – które można załatwić natychmiast – na dno szuflady, itd., itd.

Ja zatrzymam się przy wręcz kabaretowym pozorancie, który zaprezentował się podczas ostatnich zawodów żużlowych w Pile. Był to kierowca polewaczki służącej do tzw. roszenia toru. Gdy sędzia nakazał, żeby ów polewaczkowy zrobił jeszcze dwa okrążenia i polał tor najintensywniej przy krawężniku, ten tylko połowicznie wykonał polecenie arbitra. W spacerowym tempie wykonał dwa okrążenia toru, ale nie wylał nań ani kropli wody. Tłumaczył się później… że już nie miał aquy w zbiorniku! To dopiero jest szczyt pozoracji! Zamiast zameldować o fakcie „bezwodności”, wolał dać dodatkowy czas słońcu na jeszcze większe przesuszenie toru… aby młodzi żużlowcy jeździli, ledwo co widząc, w tumanach unoszącego się kurzu. Na szczęście obyło się bez poważnego wypadku. Czy przeważył pozorant, czy może tuman?! Oceńcie sami!

Marek Mostowski

pod_lupa_lipiec_201510

pod_lupa_lipiec_201513 pod_lupa_lipiec_201511 pod_lupa_lipiec_201512

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *