Pożywić się czyimś sukcesem…

w_krzywym_zwierciadle_lipiec_2018

Od dawien dawna rządzący, ale nie tylko, gustują w podpinaniu się pod czyjś, najlepiej spektakularny sukces. Już w czasach rzymskich wodzowie odnosili znaczące zwycięstwa na polach bitew, a sukcesorami zawsze byli cesarze. W czasach Polski PRL-owskiej to nie Kazimierz Górski i jego Orły zajęli 3 miejsce na świecie, lecz głównym sprawcą polskiej wiktorii był Edward Gierek i Kumitet Cyntralny jedynie słusznej partii. Można by długo wymieniać. Polska zawsze słynęła z wynalazców i racjonalizatorów, którzy jednak, albo uciekali za granicę, gdzie byli stawianie na piedestał, albo spuszczali z tonu i przestali główkować. A dlaczego? Ponieważ do ich pomysłu przypinało się wielu „ojców sukcesu”.

Dzisiaj jest wypisz wymaluj tak samo. Gdy ktokolwiek – sportowiec, naukowiec, etc. – zabłyśnie swoim geniuszem i osiągnie sukces, rządzący nie omieszkają ogrzać się w jego ciepełku.

Dlatego wielka szkoda, że polscy piłkarze zakończyli swój udział w mundialu na fazie grupowej, a nie sięgnęli np. po tytuł mistrzowski (niektórzy przecież twierdzili, że jest to najlepsza reprezentacja w historii polskiego futbolu)! Ale również – a może przede wszystkim – szkoda, że tak się nie stało, ze względu na biednych polityków, którzy nie mieli okazji POŻYWIĆ SIĘ PIŁKARSKIM SUKCESEM!

Marek Mostowski