„Trudno się dziwić Panu Prezydentowi, że podchodzi teraz ostrożnie do tematu”

Z Rafałem Dobruckim, długoletnim zawodnikiem pilskiej Polonii, a także byłym radnym rady miasta Piły, a obecnie trenerem, o dawnych i obecnych czasach pilskiego klubu żużlowego rozmawia Marek Mostowski.

Jak Pan wspomina starty w Pile?

– Bardzo dobrze. Większość okresu swojej kariery spędziłem w Pile – 9 lat jak dobrze pamiętam jeździłem w Polonii – więc to świadczy o tym, że wszystko było w porządku. Oczywiście koniec mojej współpracy był dosyć smutny, bo Polonia podupadła, z różnych powodów, ale generalnie – mam same dobre wspomnienia, albo przynajmniej zdecydowaną większość.

A jak wspomina pan epizod polityczny, bardziej samorządowy? Myślę o Radzie Miasta Piły.

– Oj, byłem chyba najmłodszym, do tej pory jak sądzę, w Pile radnym miejskim. Było to dla mnie wyróżnienie, byłem bardzo mile zaskoczony i wdzięczny za takie poparcie, aczkolwiek wtedy moje doświadczenie polityczne, samorządowe było żadne, więc moja obecność tam była chyba jednak bardziej promocyjna czy marketingowa. Oczywiście interesowało mnie to, co się dzieje w mieście i rzeczy, które byłem w stanie pojąć swoim niedużym doświadczeniem. Angażowałem się tam, miałem szeroki obraz sytuacji o funkcjonowaniu mojego miasta, aczkolwiek wszystko to było jakby z boku.

Czy to pod wpływem namów Wiesława Wilczyńskiego zdecydował się Pan na start w wyborach samorządowych? On też był wtedy radnym.

– Nie potrafię odpowiedzieć, ale cóż… myślę, że dumę przyniosłem miastu (uśmiech), nie będę tego rozwijał, ale zastanowił mnie Pan, tak naprawdę jednak nie wiem. Jakieś powody były… nie zdecydowałem się na to dla zabawy i na pewno było to poważne doświadczenie.

Panie Rafale, jak wspomina pan kontakt ze swoimi kolegami z toru? Czy do tej pory utrzymuje pan jakieś relacje z nimi? Przewinęło się przez Polonię wielu dobrych zawodników: myślę o Jarosławie Hampelu, Tomku Gapińskim, Mariuszu Frankowie, etc.

– Mam kontakt z tymi, którzy mieli większy wkład w Polonię Piła, ale także z tymi, którzy jeszcze się ściągają. Mam na myśli Hampela, Gapińskiego, Miśkowiaka, Okoniewskiego. Z powodzeniem startują, więc trudno, żebyśmy się nie widywali. Spotykamy się. Poza żużlem kontakt też się zdarza.

Co pana zdaniem spowodowało, że pilski żużel zaczął powoli staczać się po równi pochyłej? Przecież miał – i ma do tej pory – wielu zwolenników, dobrych sponsorów i odniósł duże sukcesy w tamtych czasach?

-Tyle czasu minęło, że o złych rzeczach zapominamy. Trudno je teraz wyciągać. Były błędy – nie ma się co oszukiwać. Myślę, że to, że w ’99 roku zdobyliśmy tytuł Drużynowych Mistrzów Polski, to był oczywiście skutek kapitalnej i ogromnej roboty, zaangażowania ludzi, którzy chcieli coś zrobić w Pile. To się czuło, to było widać i mam wrażenie, że jak takie coś dziś obserwuję – i obserwowałem wcześniej w Polonii Piła – np.: Falubaz czy teraz to, co się dzieje w Lublinie – są to właśnie takie sytuacje, gdzie na fali takiej euforii buduje się wizerunek klubu. Wiadomo, że Polonia była na tamte czasy dużo bardziej profesjonalnym klubem niż wiele innych, a dzisiaj już wszystkie kluby są na profesjonalnym poziomie. Oczywiście dobre występy albo reaktywowanie w miastach żużla i utrzymanie się na wysokim poziomie powoduje, że przyłączają się nowi sympatycy oraz ci, którzy byli z nimi od lat i pamiętają jeszcze tamte czasy – również przychodzą na stadion, tworzą wyjątkową atmosferę. Żużel jest ich całym światem
.
Zapewne orientuje się Pan, że w tej chwili pilski żużel jest w wielkim impasie. Kibice bardzo zabiegają – na razie werbalnie – by do Grodu Staszica czarny sport powrócił. Co pana zdaniem trzeba uczynić, aby tak się stało?

– Przede wszystkim potrzebne są chęci i ludzie, którzy wiedzą jak to zrobić. Trudno jest mi o tym mówić czy oceniać dotychczasowych włodarzy. Wyniki coś tam pokazują, a zapotrzebowanie jest, bo przy okazji zawodów międzynarodowych czy polskiej reprezentacji było widać, że frekwencja była dobra. Mam też takie sygnały od swoich znajomych z Piły. Myślę, że ludzie nie chcą chodzić na coś co spowoduje, że nie będą zadowoleni. Złoty Kask w ubiegłym roku się do tego nie przyczynił (uczestnicy turnieju solidarnie odmówili jazdy z powodu wystających z bandy krawężników). To spore niedopatrzenie – czyje – nie będę wnikał. To był gwóźdź do trumny. Był to skandal, można powiedzieć na cały kraj i zaważyło to na tym, że stało się to, co się stało. Ale cóż, myślę że to wcześniej czy później i tak by nastąpiło.

Rozmawiałem niedawno ze Stanisławem Chomskim i zadałem mu podobne pytanie. Chcę panu powiedzieć, że ostatnio zarząd składał się właściwie z kibiców… i pan Chomski powiedział, że aby żużel mógł funkcjonować, potrzebni są sponsorzy, dobry zarząd i dobry marketing. Zarząd składający się najlepiej z bogatych przedsiębiorców, którzy wręcz pałają miłością do żużla. Czy podziela Pan to zdanie?

– Jak najbardziej. To jest „oczywista oczywistość”. Rzeczywiście zgadzam się z trenerem, natomiast tak jak powiedziałem, muszą być ludzie, którzy chcą i wiedzą jak to zrobić. Wokół tego trzeba zbudować grono sponsorów, ludzi którzy będą łożyć na to pieniądze, potrafić porozumieć się z miastem. Wiadomo, że miasta są zazwyczaj głównymi sponsorami takich przedsięwzięć, albo przynamniej patronują w dużym stopniu temu przedsięwzięciu. Nie znam sytuacji ekonomicznej miasta, nie wiem czy jest to w jakiś sposób możliwe. Myślę, że żużel był przez wiele lat wiodącą dyscypliną w Pile i również siatkówka równolegle mogła istnieć z sukcesami. Więc coś tu jest nie w porządku, jeśli chodzi o tę linię sportową, skoro w tym momencie ani żużel ani żadna inna dyscyplina nie może utrzymać się w Pile.

Pozostańmy jeszcze przy tym temacie. Rozmawiałem też z Tomkiem Gapińskim, który jeździ w Ostrowie Wielkopolskim – mieście podobnym pod wieloma względami do Piły. Przedtem dwa sezony jeździł w Pile i ma porównanie tych dwóch klubów. Powiedział, że w Ostrowie miasto daje około stu tysięcy złotych, natomiast marketing jest bardzo rozbudowany i jest bardzo dużo pasjonatów, którzy głównie finansują żużel. Stwierdził, że w Pile niestety takiego marketingu nie było.

– Nie znam tej sytuacji. Myślę, że Tomek był tam bliżej i to potrafi ocenić. Ja się nie pokuszę o taką ocenę, nie znam ludzi na tyle dobrze. Natomiast tak – miasto dało sto tysięcy, ale jest to sucha gotówka przeznaczona na jakieś rzeczy, które klub dystrybuuje, natomiast trzeba powiedzieć, że są inne rzeczy, które miasto daje czy może dać, bo przecież utrzymanie stadionu to nie jest te sto tysięcy. Po stronie miasta w dużej mierze leży utrzymanie stadionu i ludzi, którzy tam pracują  – to jest kluczowe zadanie dla miasta. To kosztuje, ale niestety, trudno, żeby wszystko robić w czynie społecznym. Takie rzeczy działy się w Polonii w ’92, ‘93 czy ’94 roku, kiedy to raczkowało i wszyscy chcieli coś budować. Wiadomo, im wyższy poziom, tym większe pieniądze są potrzebne. Jest raczej niemożliwe, żeby budować coś poważnego bez wsparcia miasta ani lokalnych, czy innych sponsorów.

Przed dwoma laty, gdy Polonia wpadła w matnię, z różnych przyczyn, miasto i pan Prezydent dali milion złotych, aby klub wyciągnąć z kryzysu. Pan prezydent liczył, że nastąpi znacząca poprawa, że zarząd zacznie zabiegać o nowych sponsorów. Nic jednak w tym kierunku się nie zadziało. Prezydent Głowski powiedział, że jak będzie widać prawidłowe i skuteczne działanie, to jak najbardziej dołoży się do budżetu klubowego. Zdaje sobie sprawę, że ten sport jest kluczowy dla Pilan i okolicznych mieszkańców.

– W zaistniałej sytuacji trudno się dziwić Panu Prezydentowi, że podchodzi teraz ostrożnie do tematu – pieniądze się rozeszły, a z tego co wiem długi były, może jeszcze większe niż ta kwota, którą pan wymienił. Jakieś problemy i zaniedbania były wcześniej, gdzieś tam „się rolowały” i finał był taki jaki jest. Wcale się temu nie dziwię. Cały czas obracamy się wokół tego kto ma tym zarządzać, czy ma na to pomysł i wiedzę – to nie jest na pewno łatwa dyscyplina. To nie jest, z całym szacunkiem, prowadzenie jakiegoś sportowego klubu uczniowskiego. Chodzi o niemałe pieniądze, ale potrzebna jest wielka odpowiedzialność. To nie są szachy. Wiadomo, że musi mieć to wszystko odpowiednie zabezpieczenie, standard, musi spełniać normy, itd. I to z założenia kosztuje na starcie duże pieniądze. Uważam, że jest coraz więcej ośrodków – takich jak Piła – podupadających, bo mam takie informacje. Sytuacja „covidowa” w niczym nie pomogła – wręcz przeciwnie. Natomiast starają się odbudować żużel w swoich miastach. Rozmawiałem dzisiaj z pewnym klubem, który jest zainteresowany, żeby wrócić do wyższego poziomu: zrobić plan na drużynę, na stadion – bo poważni ludzie się wokół zbierają. Chęć, możliwości i zapotrzebowanie jest. Są to trzy najważniejsze rzeczy, żeby zacząć.

Panie Rafale, na koniec naszej rozmowy, zapewne chciałby pan pozdrowić wiele osób z bliskiej pańskiemu sercu Piły.

– Jak najbardziej. Gorąco pozdrawiam tych ludzi, z którymi miałem przyjemność współpracować w Polonii Piła, jak również tych, z którymi takiej możliwości nie miałem. Pozdrawiam wszystkich kibiców. Zawsze przyjemnie jest mi do Piły pojechać, bo zostawiłem tam dużo punktów, ale też dużo wspomnień i wiele sukcesów. Pozdrawiam serdecznie. Mam nadzieję, że uda się zrobić coś, co spowoduje, że będziemy mogli zobaczyć się na pilskim stadionie.

Dziękuję bardzo za rozmowę. Wszystkiego dobrego Panie Rafale… i do zobaczenia na stadionie żużlowym w Pile.

– Dziękuję.

 

dobrucki01

dobrucki07 dobrucki03 dobrucki04 dobrucki05 dobrucki06