Będę starał się ożywić te tematy, które zostały kiedyś włożone do szuflady…
Z Romanem Wroteckim – burmistrzem Ujścia, wybranym w pierwszej turze wyborów samorządowych, rozmawia Marek Mostowski
Na wstępie chciałbym Panu pogratulować tak spektakularnej wygranej w wyborach na Burmistrza Ujścia. Czy spodziewał się Pan, że uda się Panu zmienić szefa „skostniałego” urzędu?
– Wierzyłem, inaczej nie startowałbym w wyborach. Jeżeli chodzi o skalę tego zwycięstwa, to pewnie będzie mnie to zastanawiać jeszcze przez długie lata. Tego się nie spodziewałem, mówiłem co prawda o 55 %, ale ostrożnie…natomiast ta różnica jest dla mnie szokująca – ponad 1000 głosów różnicy między mną a Henrykiem Kazaną, to jest coś co mnie bardzo mile zaskoczyło, ale też jest ogromną odpowiedzialnością i ciężarem na przyszłość. Czemu tak było? Niektórzy mówią, że chcieli zmiany, wszystko jedno kto, byle nie Kazana. Wielu jest jednak takich, którzy głosowali na moją osobę. Wiele lat na to pracowałem, przez 15 lat funkcjonowałem tutaj, w środowisku ujskim, całe życie żyję w tej gminie, starałem się być uczciwym człowiekiem, pracować uczciwie i rzetelnie, i pewnie to też miało wpływ na wynik. Kampania, którą przeprowadziliśmy, pozwoliła aby ludzie mnie poznali i ja ludzi. Mówię tu o kampanii bezpośredniej, która trwała 18 dni. Pukaliśmy do każdych drzwi, czyli około 2500 domów i mieszkań, wszędzie tam gdzie ludzie chcieli nam drzwi otworzyć…
A bywało tak, że nie chcieli?
– Zdarzyło się chyba 6 takich sytuacji, nie zawsze wszyscy byli w domu, wiadomo ludzie pracują, ale na to też byliśmy przygotowani, mieliśmy spakowane ładnie materiały, które wieszaliśmy na furtkach czy klamkach, to było bardzo wyczerpujące. Mnie ta kampania dała możliwość lepszego poznania problemów ludzi, a mieszkańcom poznać mnie. Były to rozmowy miłe, czasami trudne, niekiedy bardziej merytoryczne, ale bardzo poznawcze. Była to kampania pozytywna, nie atakowałem byłego burmistrza podczas takiego spotkania, nie mówiłem, proszę głosować na mnie, po prostu mówiłem żeby iść na wybory i głosować według własnego sumienia. Wyborca nie lubi kiedy mówi mu się na kogo ma głosować. Dałem szansę zapoznać się z materiałami, z listem który tam był napisany, z programem.
Z czego wynika zatem tak wyraźna, by nie powiedzieć druzgocząca porażka pańskiego poprzednika?
– Burmistrz Kazana po prostu mnie zlekceważył… chociaż powiem szczerze, że podjął wysiłek, do jakiego nigdy nie był zmuszony. Organizował spotkania wyborcze, wywieszał banery ze swoją podobizną oraz kandydatów na radnych. Po raz pierwszy prowadził kampanię… tego nigdy nie było.
Wydaje mi się, że Kazana popełnił poważny błąd, nie dotrzymał słowa, kiedy mówił, że to będzie jego ostatnia kadencja. To jest dobra lekcja, nie tylko dla tych, którzy działają w samorządzie, że jeśli się daje słowo, trzeba go dotrzymać! Gdyby odszedł, to odszedłby nie tyle jako człowiek legenda, ale ktoś kto bardzo dużo zrobił i tego nie można mu odebrać. Jego koncepcja gminy już się przeżyła, jest po prostu przestarzała. Ludzie oczekują czegoś innego. Ludzie oczekują innego kontaktu władzy z nimi.
Czy to, że według pana, działania Henryka Kazany już się przestarzały, miało wpływ na pana decyzję o kandydowaniu na „fotel burmistrza”?
– Kolejne 4 lata z burmistrzem Kazaną, to tak naprawdę kolejne 4 lata tego samego, a ludzie się zmienili i mają inne oczekiwania, jest pokolenie ludzi wykształconych, podróżujących po świecie, obserwujących zmiany, wymagających od władzy lokalnej zmian. Kazana tego nie dostrzegł, za mało chyba wychodził z tego gabinetu. Myślę, że to też może być powodem jego porażki, że uwierzył w to, że nikogo innego na tym stanowisku być nie może. Moja decyzja zapadła później, wtedy, gdy okazało się, że prawdopodobnie mieszkańcy będą mieli wybór: Kazana… albo Kazana.. A ja nie chciałbym żyć w takiej gminie, w której np. za 4 lata będzie tylko Wrotecki albo Wrotecki, chciałbym żeby ludzie mieli wybór.
A jak wyglądało przekazanie władzy?
– Boli mnie, że Kazana nie pożegnał się oficjalnie z urzędem, a mnie nie przekazał tego urzędu. Myślę, że bycie na tym stanowisku, wymaga zachowania pewnych zasad, bez obrażania się na kogokolwiek. Ja mogę przegrać za 4 lata, jeżeli w ogóle wystartuję… i co wtedy – nic! Żyjemy dalej, jeżeli ktoś będzie miał lepszy pomysł na funkcjonowanie gminy, będzie mi zależało żeby mu się powiodło, bo ja chcę mieszkać w tej gminie, więc jeżeli mu się powiedzie, to będzie znaczyło, że mój poziom życia też może być lepszy. Tu jest problem, bo jeżeli zakładamy, że Kazana jest Honorowym Obywatelem tego miasta, to co się nagle stało z tym honorem?
Czy uważa Pan, że władza wójta, burmistrza, ogólnie samorządowa, powinna mieć jakieś ograniczenie kadencyjności?
– Zbulwersował mnie wywiad, który ukazał się bodajże w połowie czerwca 2014 roku, w którym Kazana mówił o tym, że mniej więcej w połowie kadencji powoła swojego zastępcę – wiceburmistrza, którego wychowa na swojego następcę. Teraz rodzi się pytanie: gdzie w tej całej teorii jest wyborca? On nie mówił o kandydacie na swojego następcę, tylko o następcy, czyli zrobił coś na kształt monarchii dziedzicznej.
Ja będę się upierał, że dwie kadencje i wystarczy, jest oczywiście spór, czy to powinna być dekada, czyli dwa razy po 5 lat… ale w zdrowych demokracjach jest tak, że to jest dwa razy, czasami trzy. Twierdzę, że powinny być dwie i każdemu powinno się podziękować, ponieważ jest to szkodliwe dla tego kto sprawuje władzę, bo jeżeli ktoś chce sprawować tę władzę rzetelnie, jest to naprawdę wyczerpujące. Za 4 lata pewnie konkurencja będzie większa niż teraz, wówczas ludzie zdecydują, i jeżeli zdecyduję się na tą drugą kadencję, to trzeba będzie ją dociągnąć…
A zatem, od czego zależy pana decyzja o starcie w kolejnych wyborach?
– Czy nie zawiodę ludzi, sam siebie i rodziny. Rodzina jest dla mnie najważniejsza, nie w kontekście czy będzie nam się dobrze żyło, tylko czy rodzina będzie czuła, że zrobiłem wszystko, żeby się mnie nie wstydzić. Trudno w to uwierzyć, że ktoś na tym stanowisku może takie rzeczy mówić. Może to być fajne do wywiadu, ale ja tak naprawdę myślę… jeśli mam czuć, że zawiodłem ludzi – to lepiej dać sobie spokój.
Przeważnie następcy władzy, szczególnie takiej, gdy poprzednik sprawował ją tak długo i wręcz był tą władzą zdeprawowany, mają wrażenie, że wchodzą do „Stajni Augiasza”. Czy u Pana było podobnie?
– Powiem szczerze, że od samego początku mojego urzędowania pojawiły się problemy, konieczne były zmiany w budżecie, poprzedniego burmistrza już nie było, a nowy nie mógł jeszcze podejmować decyzji… zmiany budżetowe musiały czekać do pierwszej Rady, kiedy to zostały powołane nowe władze. Myślę, że odpowiedzialność za gminę powinno się ponosić do samego końca. Pojawiły się także problemy podatkowe, względem Gminy Piła, to już oczywiście załatwiliśmy i zapłacone zostało to, co powinno być uregulowane dużo wcześniej, i pewnie mniej by nas to kosztowało. Odwiedzają mnie inwestorzy, mówiąc o problemach, które pojawiały się już nie tylko podczas trwania poprzedniej kadencji. Będziemy starali się ożywić te tematy, które zostały kiedyś włożone do szuflady…
To był bardzo trudny okres, ale mimo wszystko, jest to za krótki czas żeby tak od razu wszystko wiedzieć, dzisiaj jest chyba 16. dzień od zaprzysiężenia… trudno mi powiedzieć jakie niespodzianki mnie jeszcze czekają. Nikogo nie zwolniłem, wszyscy pracują, dostali „szansę”, żeby pokazać, że chcą pracować dla społeczeństwa i przyjdzie czas na ocenę.
Panie Burmistrzu, gdyby miał pan wskazać trzy najważniejsze punkty, które chciałby pan na pewno zrealizować podczas tej kadencji, co by to było?
– Zupełne przewartościowanie obszaru działania kultury w tej gminie. Bardzo ważną rzeczą jest ochrona Ujścia przed deszczami nawałnymi – ul. Wojska Polskiego, odbudowa kanału, bo może to jest temat, którego nie widać, ale jest to bardzo ważne dla naszego miasta. Trzecie – budowa zaufania do władzy, żeby ludzie poczuli, że jeżeli mają problemy, mogą tu przyjść, i jeżeli będziemy mogli im pomóc to pomożemy, a potem… czas pokaże…
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę zrealizowania nie tylko tych trzech punktów!