Ciula: ,,Na kierownika startu wybrano mnie, ponieważ, byłem przebojową osobą’’

Kibic żużlowy doskonale zna żużlowców, kojarzy prezesów, ale mało kojarzy osoby, bez których żadne zawody żużlowe nie mogłyby się odbyć. Mowa oczywiście o osobach funkcyjnych. W pilskim żużlu taką osobą przez 26 lat był kierownik startu Waldemar Ciula. Zapraszamy na rozmowę z osobą, która miała okazję być świadkiem największych sukcesów oraz dotkliwych porażek Polonii. Jego głównym atrybutem podczas zawodów były tabliczki i chorągiewki.

Zacznijmy od tego, że nie żużel był pierwszą pasją motocyklową tylko…

W latach 60 -tych mając kilkanaście lat oglądałem cross, bardzo mi się to podobało. Na żużlu jeździli w koło i też się chodziło i podpatrywało, ale pierwszym zainteresowaniem był właśnie cross. W tamtym czasie cross był dla mnie ciekawszy, aczkolwiek żużel też mi trochę imponował. Od czasu do czasu przychodziłem na mecze. W sumie to ojciec mnie na ramę roweru zabierał i jechaliśmy na stadion na osiedle Górne.

Co Pana ujęło w sporcie żużlowym, że znalazł się pan w 1990 r. w grupie zapaleńców, która przy boku Marka Wieczorka utworzyła fundację odbudowy toru żużlowego w Pile, a potem 1992 r. postanowiliście zgłosić drużynę do rozgrywek ligowych?

Było zebranie, spora grupa osób w hali na Bydgoskiej i wybierano zawodników. Między sobą podawaliśmy kandydatów i między innymi ja trafiłem do szóstki wybranych. Wierzyłem, że z tego żużlu coś wyniknie, już wcześniej razem się spotykaliśmy. Na spotkanie przyjechał trener Lech – powiedział krótko: „Panowie, ruszamy teraz, albo nigdy!”. Była taka opcja, abyśmy zrobili ze trzy turnieje i może się zacznie rozkręcać, a Leszek był zdecydowany, albo teraz, albo nigdy. Padła decyzja, że jedziemy.  Lechu wziął kartkę i zapisał, chyba ośmiu czy dziesięciu zawodników, powiedział, że trzeba ich jakoś ściągnąć i się udało

Jak to się stało, że został pan kierownikiem startu?

Gdy wiedzieliśmy, że jedziemy w lidze to trzeba było podzielić funkcje podczas meczu. Na kierownika startu wybrano mnie, ponieważ, byłem przebojową osobą. Na początku się zapierałem, nie chciałem pełnić tej funkcji. Wołałem być np. kierownikiem drużyny, co było łatwiejszą fuchą. W końcu, po wielu namowach, stwierdziłem, że spróbuję. Byłem kierownikiem startu przez prawie 26 lat.  Szybko nauczyłem się wszystkiego. Oczywiście musiałem zdobyć odpowiednie uprawnienia. Na pierwszym meczu z Gnieznem trochę się stresowałem, wiadomo, było wielu ludzi na stadionie. Lekka trema była, jednak nie przeszkadzała w pełnieniu moich obowiązków. Po moim debiutanckim meczu byłem bardzo zadowolony, przede wszystkim przez to, że go wygraliśmy. Dodam jeszcze wpływ na to, że zostałem kierownikiem startu miał mój brat Wacek, który potrafił jechać na żużel do Gorzowa, a nawet Chorzowa. Zresztą on też pełnił funkcję kierownika drużyny.

Jakie sytuacje związane z funkcją kierownika startu, które wydarzyły się podczas zawodów zapadły panu w pamięci? Czy była to sytuacja z Billy Hamillem?

Każdy mecz miał jakieś swoje inne podłoże. Wszystko inaczej wyglądało. Na pewno zapamiętałem mecz o złoty medal DMP. Ranga meczu bardzo duża. A z tym amerykańskim żużlowcem było tak, że trzy razem podchodziłem do niego i za każdym razem stawał kątowo. To mu się nie podobało. Kto oglądał ten mecz to wie jak było.

Miał Pan okazję być świadkiem największych sukcesów oraz dotkliwych porażek Polonii? Jakie lata najmilej Pan wspomina?

Zdecydowanie zdobycie mistrza Polski wspominam najmilej. Wtedy był komplet na stadionie, atmosfera była świetna. Pod koniec zaczął padać deszcz, więc warunki były niezbyt dobre. Były momenty, w których wynik uciekał, ale dogoniliśmy. Początek meczu był spokojny, dosyć wysoko prowadziliśmy, dopiero końcówka była stresująca. Przed zawodami wiedzieliśmy, że trzeba się postarać, ponieważ była to dla nas ogromna szansa. Kibice żużla świętowali zwycięstwo, my zrobiliśmy oficjalne spotkanie z zawodnikami i cieszyliśmy się wygraną.

Potrafił pan w nietypowy sposób powitać „szachownicą”, a nawet dwoma na mecie i czerpać radość ze swojej pracy.

Tak, nawet dwoma – jeśli chodzi o zawody międzynarodowe – zapytałem czy mogę machać w taki sposób, a sędziowie byli bardzo zdziwieni, ale nie mieli nic przeciwko. Żartowali, że mogę machać nawet trzema. W Polsce zabraniali, uznawali, że w ten sposób rozpraszam zawodników. A to nie prawda, ponieważ dużo ich obserwowałem i doszedłem do wniosku, że oni o niczym innym nie myśleli, tylko o wygranej i o tym, aby jak najlepiej wypaść. Usta były zaciśnięte, skupienie maksymalne.

Był pan nie tylko w Pile kierownikiem startu, ale też na innych torach. Proszę przypomnieć gdzie i podczas jakich zawodów.

Byłem w Warszawie na turniejach indywidualnych i we Wrocławiu na lidze.

Od 1992 r. różne funkcje pan pełnił nie tylko kierownika startu.

Byłem jeszcze kierownikiem drużyny. To było eleganckie stanowisko. Byłem na zawodach np. we Lwowie, Równym – były to takie dalsze wycieczki. Na tę funkcję również musiałem zdobyć odpowiednie uprawnienia. Mało tego, na początku były wpisy. Każdy sędzia się podpisywał i wstawiał ocenę. Nigdy nie miałem gorszej niż bardzo dobry.

Można powiedzieć, że został pan rozpoznawalną twarzą w Pile i nie tylko? Pomogło to w jakiś sytuacjach życiowych?

Oprócz poklepania po plecach i nawiązania wielu kontaktów, raczej nie było to nic szczególnego. Aczkolwiek, rozpoznawalny owszem byłem, czy to w sklepie czy gdzieś w miejscach publicznych, ludzie uśmiechali się do mnie i witali się.

Jakich zawodników czy osoby z pilskiego speedwaya pan wspomina najmilej, z którymi był czy jest kontakt prywatny?

Myślę, że ze wszystkimi żyłem w zgodzie. Najlepszy kontakt mam z Januszem Michaelisem, z którym m.in. reaktywowaliśmy ten sport w Pile – spotykamy się często. Nawet gdy miał przerwę – nie sprawował żadnej funkcji w Polonii to ja zawsze mówiłem do niego, że i tak wróci. I tak też bywało.

Czym pan się zajmuje gdy już nie może machać chorągiewką przy Bydgoskiej?

Jestem na emeryturze, ale jakieś części zrobię, w sprzęcie pomajstruję, takie drobne rzeczy, w których doskonale się orientuję. Z moich części korzystają też mechanicy żużlowców.

Jest szansa w najbliższym czasie na powrót żużla do Piły? Czy jednak kibice muszą poczekać na dobre czasy tak jak w 1992r. gdy po 25 latach reaktywowaliście ten sport w Pile?

Coś mi się wydaje, że będzie kiepsko niestety. Myślę, że szykuje się dłuższa przerwa. Chciałbym się mylić, żeby było inaczej, jednak tak to właśnie widzę.

Rozmawiał Sebastian Daukszewicz

zuzel

zuzel_02 zuzel_03 zuzel_04 zuzel_05 zuzel_06 zuzel_07 zuzel_08 zuzel_09 zuzel_10 zuzel_11 zuzel_12 zuzel_13 zuzel_14 zuzel_15 zuzel_16 zuzel_17 zuzel_18 zuzel_19 zuzel_20 zuzel_21 zuzel_22 zuzel_23 zuzel_24 zuzel_25 zuzel_26 zuzel_27 zuzel_28 zuzel_29 zuzel_30 zuzel_31 zuzel_32 zuzel_33 zuzel_34 zuzel_35 zuzel_36 zuzel_37 zuzel_38 zuzel_39 zuzel_40 zuzel_41