Dobra znajomość rosyjskiego pozwoliła mi zbudować mowę Solejukowej

Z Katarzyną Żak, aktorką znaną m.in. z seriali „Miodowe Lata” oraz „Ranczo” rozmawia Marek Mostowski.

Pani Kasiu nasi czytelnicy już wiedzą, że pani szanowny małżonek za młodu chciał zostać nauczycielem, jak jego rodzice, ale stało się inaczej. Czy pani plany na życie też były inne?

– Tak, chciałam zostać prawnikiem. Kończyłam liceum humanistyczne w Toruniu i myślałam bardzo poważnie o prawie. Jakiś rok przed maturą nauczycielka matematyki, która widziała mnie występującą na szkolnych akademiach, zapytała czy nie myślałam, żeby zdawać do szkoły teatralnej, ponieważ spośród tych wszystkich młodych ludzi występujących na scenie ja najbardziej przyciągam uwagę. U mnie w rodzinie absolutnie nikt nie miał do czynienia z branżą artystyczną, a pani od matematyki zdołała poruszyć we mnie tą strunę i zaczęłam przygotowywać się do szkoły teatralnej.

W którymś z wywiadów wspomina pani swoją rolę Koziołka Matołka?

– Na zakończenie przedszkola zagrałam tą rolę, ale tylko dlatego, że kolega zachorował a ja miałam bardzo dobrą pamięć i znałam tekst. A tak naprawdę doświadczenie sceniczne zaczęłam zdobywać w szkole podstawowej, gdzie śpiewałam w chórze w trzecim głosie – zawsze byłam altem. Chór był prowadzony przez pana Kazimierza Jaworskiego, odnosił wiele sukcesów, a co się z tym wiąże było dużo wszelkich koncertów i wyjazdów. Jako małą dziewczynkę nauczyło mnie to dyscypliny, skupienia przed wyjściem na scenę, bo dyrygent bardzo tego pilnował, dbałości o kostium, postawę, czystość i szacunku dla widza. Jeżeli nasiąknie się tym od dziecka, to potem jest o wiele łatwiej, ponieważ im człowiek jest starszy, tym jest większa trema i obawa, aby utrzymać się na dobrym poziomie.

Jak pani poznała swojego męża?

– Nasza szkoła organizowała obozy konne, w związku z tym, że jednym z przedmiotów do zaliczenia jest właśnie jazda konna. Znaliśmy się z Cezarym ze szkoły, ale generalnie przelotnie, Cezary był na wyższym roku. A na jednym z takich obozów mieliśmy czas poznać się bliżej i właściwie wyjechaliśmy stamtąd już jako para.

W dialogu z widownią podkreśliła pani, że dobrze jest, kiedy zbyt często nie gra się z partnerem życiowym, zresztą mąż jest tego samego zdania. Czyli byłoby gorzej, gdyby grała pani np. Koziołową a nie Solejukową?

– Nie myślałam o tym w ten sposób. A poza tym rola Solejukowej wydawała się dla mnie fantastyczna ze względu na to, że musiałam zmienić swój wizerunek, pokazać się widzowi z zupełnie innej strony. To dla aktora jest bardzo ciekawe doświadczenie. W aktorstwie oczywiście najciekawsze są emocje, ale też to, że możemy wcielać się w różne charaktery. Wiadomo, że nie uciekniemy od swojej fizyczności, swojego głosu, ale możemy poprzez charakteryzację, sposób grania wcielić się w inną postać i to dla mnie jest najpiękniejsza przygoda. W teatrze zawsze szukam takich ról, żebym musiała się zmienić i mogła pokazać publiczności, że mam do siebie dystans.

Tembr głosu Solejukowej został wymyślony przez panią?

– Ten sposób mówienia został przeze mnie wymyślony trochę z pobudek egoistycznych. Dostając do grania rolę drugoplanową wiedziałam, że będę pojawiać się na ekranie znacznie rzadziej niż aktorzy pierwszoplanowi. Postanowiłam więc, że wymyślę dla swojej postaci taką charakterystyczną cechę, żeby widz mnie zapamiętał. Zadzwoniłam do scenarzystów z pytaniem, czy mogę nie pochodzić z Wilkowyj, co zaakceptowano. Zawsze, kiedy gram jakąś postać, staram się zbudować sobie jej obraz czyli skąd pochodzi, jakie ma cechy charakteru, co robi w życiu, co lubi, czego nie lubi itp., itd. I wymyśliłam sobie napływową kobietę, która wżeniła się w Solejuka, traktowaną trochę „z boku” z racji nie tylko swojej biedy ale i obcego pochodzenia. I idąc tym tropem postanowiłam lekko zmienić akcent. Moja aktorska intuicja mnie nie zawiodła, bo widz mnie zapamiętał. Oczywiście ta mowa z lekkim zaśpiewem jest wymyślona przeze mnie, nie mówię z akcentem wileńskim czy lwowskim, bo tego po prostu nie potrafię. A pomogła mi w tym bardzo dobra znajomość języka rosyjskiego. Byłam finalistką olimpiady z języka rosyjskiego, miałam nawet indeks na rusycystykę. Mówiłam bardzo dobrze po rosyjsku i melodyka tego języka pozwoliła mi zbudować mowę Solejukowej.

Czy zdarzyło się, że w ferworze grania, akcji zapominała pani o tym akcencie?

– Nie. Jeżeli wejdzie się głęboko w postać, to nie ma takiej możliwości. To jest tak jak w teatrze – wychodzi się na scenę i nie można zagrać postaci z innej sztuki. Ja mogę zapomnieć jakiegoś słowa, tekstu, ale nie wyjdę poza swoją rolę.

Dzisiaj w swoim recitalu pokazała pani wielorakość swoich możliwości aktorskich. Jakby pani określiła swoje emploi?

– W większości dostaję propozycje ról komediowych, widocznie taki wizerunek do mnie przylgnął. Kiedyś stwierdzenie, że jestem aktorką komediową mnie irytowało. A potem się zestarzałam i doszłam do wniosku, że to bardzo dobrze, ponieważ zagrać komedię jest bardzo trudno. I jeżeli prawdopodobnie mam ku temu predyspozycje, to może mnie to tylko cieszyć.

Czy to, że lubi pani śpiewać pomogło pani przy realizacji musicalu „Siostrunie”?

– Tak, oczywiście. Zresztą to nie jest mój pierwszy musical, bo grałam i w „Chicago”, i „Stepping out”, i kilku innych. Zdecydowanie jest to rozwój warsztatu. Jeżeli się nad tym pracuje, to ta umiejętność pomaga w budowaniu roli i pomaga ją doszlifować, żeby nie powiedzieć ozłocić. Każda dodatkowa umiejętność zawodowa jest in plus.

Jest Pani zodiakalną wagą a mąż lwem. Jak te dwa znaki w państwa przypadku ze sobą współgrają?

– To jest dobry układ. Gorzej byłoby odwrotnie, ale jest jak jest, Cezary mocno stąpa po ziemi i tak jest dobrze.

Jest pani przesądna?

– Nie. Nie wierzę w żadne przepowiednie, horoskopy, zresztą żaden jeszcze mi się nie sprawdził. Życie samo pisze najlepsze scenariusze, a człowiek planując swoje działania może dodatkowo w tym pomóc. Ja jestem taką niepokorną duszą, która cały czas szuka i która, jak tylko ma chwilkę czasu, to natychmiast stara się pomyśleć o czymś innym. Przez lata grałam monodram „Czterdziestka w opałach”. Miałam potrzebę sprawdzenia tej formy aktorskiej i okazało się, że jest to bardzo trudny kawałek chleba, ale też doskonała nauka warsztatu teatralnego, stąd też moja przygoda z recitalem. Cały czas jestem głodna wyzwań, doskonalenia, bo to że mam 50 lat wcale nie oznacza, że mam przestać się uczyć, rozwijać. Każde spotkanie z nowym reżyserem czy aktorem to jest nowa droga, nowa przygoda. Nawet jeżeli z danego przedsięwzięcia wyszłaby totalna klapa, zawsze nas ono wzbogaca o nowe doświadczenie.

Woli pani występować w teatrze czy przed kamerami?

– Zdecydowanie wolę teatr, a mój mąż pracę przed kamerami – i tu się różnimy. Wolę teatr, ponieważ dobrze się czuję na scenie i wiem, że mam tą przestrzeń do widza, że on jest.
Kamera jest bezlitosna, wymaga innego rodzaju grania. Z drugiej strony w filmie można powtórzyć ujęcie, w teatrze wiadomo wszystko leci na żywo. Tu i tu są plusy i minusy, ja zdecydowanie kocham teatr.

Może uchylić pani rąbka tajemnicy, co będzie się działo u Solejukowej w IX sezonie „Rancza”?

– Jeden wątek jest taki, że Solejukowa wkurzy się na męża za jego życiową niezaradność i zacznie mu szukać pracy, a drugi wątek jest dość spektakularny i niestety zdradzić nic nie mogę. Powiem tylko, że miałam wielką przyjemność z pracy na planie zresztą bardzo lubię grać z Sylwkiem Maciejewskim, moim serialowym mężem. Dzieci już mi wyrosły, a są to te same dzieci, które grały na początku. No, teraz już rośli młodzi mężczyźni.

Jakie najbliższe plany?

– Jestem w trakcie zdjęć do serialu „M jak miłość”, od marca ruszają zdjęcia do „Na Wspólnej”. Pracuję w czterech teatrach, bardzo dużo gram i na razie nie planuję jakiejś nowej produkcji teatralnej. Jeżeli będę coś zaczynać to raczej pod koniec roku.

Czy zamierzacie państwo przyjechać z musicalem „Siostrunie” do Piły?

– Bardzo byśmy chciały. Zagrałyśmy już 82 spektakle i prawdopodobnie na jesieni tego roku zawitamy do Piły. Jest to taki ciekawy rodzaj musicalu, gdzie każda z sióstr opowiada swoją historię i ma interakcję z publicznością.

Czego pani życzyć? Na pewno zdrowia.

– Zdrowia tak, bo to jest najważniejsze i może ciekawych propozycji zawodowych.

Zatem tego pani życzę i dziękuję za rozmowę.

wywiad_z_zak15

 

wywiad_z_zak14 wywiad_z_zak11 wywiad_z_zak12 wywiad_z_zak13

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *