I Ultramaraton Pilskiego Bractwa Turystyki Rowerowej
Na starcie, w piątek (7 sierpnia 2015 r.) przed godziną 20-ą stanęło siedem osób. Od początku wiedzieliśmy, ze Daniel Wilk pojedzie z nami do Czarnkowa lub troszkę dalej. Wystartowaliśmy punktualnie o godzinie 20-ej.
Przed nami 24 godziny na rowerze. Do Wałcza przyjechaliśmy ok 21:15. Z Wałcza zmieniliśmy troszkę plan i ruszyliśmy krajową 10-ką prosto do Mirosławca. Tempo ok 30 km/h, ale cel był jeden… jak najszybciej dotrzeć do celu i uciec na Tuczno. Jazda z Wałcza to już ciemność, więc światełka odblaski.. było nas widać z daleka. Ruch na szczęście niewielki i bez przygód dotarliśmy do celu. Chwila przerwy i jedziemy do Wielenia przez Tuczno oraz Człopę. Godziny nocne więc i na drodze spotkaliśmy może z 10 aut. W Wieleniu cisza, spokój. Posilamy się i ruszamy do Czarnkowa. Droga fajna, przyjemna, ale ciągnie się i ciągnie.
W Czarnkowie pożegnaliśmy Daniela. Dzięki Daniel, że z nami przejechałeś chociaż ten kawałek. Daniel do Piły przyjechał z Żelichowa na rowerze i już na starcie miał ponad 100 km, ostatecznie zakończył rajd z wynikiem 327 km.
Czarnków strasznie rozkopany ale jakoś trafiliśmy na drogę do Wyszyn i Budzynia. W Budzyniu byliśmy ok 4:30. Zaczynało powoli świtać. Na stacji paliw wypiliśmy kawę, aby zabić oznaki senności oraz obserwowaliśmy jak sznury samochodów ciągną nad morze. Masakra, gdzie te plaże to wszystko pomieszczą?
Z Budzynia mieliśmy jechać do Gołańczy przez Żoń, ale skoro byliśmy sporo wcześniej niż planowaliśmy, więc udaliśmy się najpierw do Margonina. Z Margonina przez farmy wiatraków (cóż za widoki) dotarliśmy do Gołańczy. Tam dopadliśmy do cukierni. Świeże drożdżówki dały nam siłę na dalszą jazdę.
Z Gołańczy przez Osiek dotarliśmy do Wyrzyska. Na zegarkach 8:30, szybkie zakupy i jedziemy do Łobżenicy, gdzie zrobiliśmy dłuższą przerwę śniadaniową.
Z Łobżenicy już w palącym słońcu wyjechaliśmy w kierunku Lipki. Na skrzyżowaniu z drogą Więcbork – Złotów pożegnaliśmy Izę, która już strasznie zmęczona wybrała powrót do Piły przez Złotów. W sumie przejechała 304 km i jest to świetny wynik. Do Lipki dojechaliśmy z dwoma kolarzami, którzy byli pod niesamowitym wrażeniem, że mamy już przejechane 270 km i jedziemy dalej w panującym już skwarze. Sklep w Lipce to czas ukojenia i odnowienia mocy. Przed nami jeszcze 130 km, więc wskakujemy na rowery i jedziemy do Radawnicy.
Słońce, skwar, a droga coraz dłuższa się wydaje, na szczęście z Radawnicy do Lędyczka większość trasy to jazda z górki. Chwila odpoczynku i dojeżdżamy do Okonka, gdzie podczas kolejnej dłuższej przerwy regenerujemy siły. 310 km i prawie 18 godzin jazdy za nami. jest szansa na pokonanie 400 km. Wstępują w nas nowe siły, na niebie pojawiają się pierwsze chmury, które zapewniają nam choć trochę tak wymarzonego cienia. Gdy w Pniewach widzimy jezioro to wyskakujemy z butów i szukamy ukojenia… w niestety nagrzanej wodzie. Ale im dalej od brzegu tym chłodniejsza.
Ale co dobre to… czas jechać dalej. Dojeżdżamy w okolice Jastrowia i kierujemy się do Brzeźnicy. Kolejny krótki postój. Niestety słońce pali niemiłosiernie. Woda do naszych żołądków leje się strumieniami, ale twardo jedziemy dalej. Droga do Szwecji to na szczęście sporo cienia od drzew. Korzystamy z tego i dość szybko znajdujemy się na krajowej 22-ce. Najgorszy odcinek. Tomasz K. opada powoli z sił ale nie na tyle by nie dojechać do Wałcza. W Wałczu rozdzielamy się. Tomasz jedzie swoim tempem, a my swoim. W Skrzatuszu spotykamy się jednak razem i robimy przerwę przy sklepie. Chłodne napoje koją pragnienie.
Za Skrzatuszem mocny podjazd i ostry zjazd do Szydłowa. Na zjeździe z niepokojem, ale i nadzieją spoglądamy na ciemne chmury zwiastujące deszcz. Do mety dwie godziny. Mamy nadzieję, że pokropi, ale nie lunie. Z Szydłowa (bez Tomasza) jedziemy do Kłody, gdzie robimy sjestę, aby przeczekać niemal pewny deszcz w okolicach Piły. Jak się później okazało, dobrze zrobiliśmy. Od Kotunia droga jest już mokra. Ostatnie minuty to runda po mieście. Punktualnie o 20-ej z 408 km w nogach meldujemy się na placu. Pamiątkowe zdjęcia, rozdanie dyplomów… i o 20:05 lunął deszcz. Deszcz niosący ukojenie. Całość ukończyło 5 osób – Monika, Tomek, Tomasz, Sławek i Sebastian, ponad 300 km zrobili Izabela i Daniel.
Sebastian Stromidło
Pilskie Bractwo Turystyki Rowerowej