Lekcja futsalu. O włos od niespodzianki
Powiedzieć, że mecz był wyrównany z całą pewnością nie można. Skłamalibyśmy również, gdybyśmy napisali, że goście wygrali szczęśliwie. Nikt jednak na pewno nie zaprzeczy, że byliśmy bardzo blisko aby sprawić niespodziankę i zaskoczyć lidera z Białegostoku.
Goście jak na faworyta całych rozgrywek przystało, przyjechali do Piły, aby udzielić lekcji gry naszym zawodnikom. Dokładnie, tak wyglądało to na parkiecie. Rywale ze wschodu Polski panowali na boisku od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Widać było różnicę klas, ale ona musiała być widoczna. Pilanie to beniaminek rozgrywek, który jeszcze przed rokiem walczył na parkietach II ligi, Białystok to drużyna, która była przecież o włos od tego, aby spuścić do 1 ligi Clearex Chorzów na 20-lecie klubu. Sportowa przepaść, która musiała być widoczna gołym okiem, sportowa przepaść, która była widoczna gołym okiem. Wreszcie, sportowa przepaść, która została zniwelowana walecznością, ambicją, wsparciem kibiców i przytomnym ustawieniem na boisku.
Pewien przekrój ligi już mamy. W dwie kolejki, które mieliśmy przyjemność rozegrać przed własną publicznością mogliśmy gości dwie, skrajne drużyny. TAF Toruń oraz MOKS Słoneczny Stok Białystok to zdaniem obserwatorów, kibiców oraz uczestników 1 ligi – dwa bieguny w tej klasie rozgrywkowej. Było to również zauważalne na parkiecie. Remis z TAFem przyjęliśmy jak porażkę… zresztą słusznie. Strata punktów w tym dniu była na własne życzenie. Można się niemal pokusić o stwierdzenie, że zamiast dobić leżącego rywala – my honorowo wyciągnęliśmy do niego rękę. Niespodziankami, jakie zafundowali nasi gracze już na inaugurację rozgrywek, można spokojnie obdzielić cały sezon. Wczoraj, było jednak inaczej…
Osłabieni brakiem Mateusza Kosteckiego oraz Michała Wolana, zagraliśmy w zasadzie bez pivota. Swój najlepszy mecz w barwach KS Credo Futsal Piła rozegrał Adam Kujawski, który w przypadku braku kompletu punktów dla białostoczan z całą pewnością śnił by się im po nocach. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że należał nam się ten mecz ze strony Adama. Był on nam wszystkim winny tego, za swoją bardzo słabą postawę z TAFem. W myśl zasady „jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz” głęboko wierzymy, że już w najbliższą niedzielę nasz pierwszy goalkeeper zatrzyma dobrze nam znaną Zieloną Górę, a my wywieziemy pierwsze w historii ligowe punkty z ich trudnego terenu.
Goście, jakby w ogóle niezmęczeni odbytą podróżą, niezrażeni liczną publiką, grali po prostu swoje. Jednak, każda upływająca na zegarze minuta, zdawała się wprowadzać lekki grymas na twarzy trenera Citki. Była przewaga, było posiadanie piłki, wreszcie były dogodne sytuacje, które nie znalazły drogi do bramki Kujawskiego. Pierwszy napór minął, a nasi zaczęli się odgrażać. Dwukrotnie mógł na prowadzenie pilskie Credo wyprowadzić Maciej Konert, jednak piłka raz trafiła słupek, by w kolejnej akcji nieznacznie go minąć. Kiedy wydawało się, że na przerwę będziemy schodzić przy niespotykanym często w futsalu wyniku bezbramkowym, grający trener Adrian Citko postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, a dokładniej nogi – i potężnym strzałem wyprowadził przyjezdnych na prowadzenie.
Zapewne w tym momencie 90% kibiców pomyślało, że emocje w tym meczu właśnie się skończyły. Nic bardziej mylnego, emocje dopiero miały nadejść. Druga połowa zaczęła się zaskakująco i to nie tylko, dlatego, że pilanie zdołali doprowadzić do remisu, ale również sposobem, w jaki piłka wpadła do bramki rywala. Marcin Waszak zdecydował się na bezpośredni strzał w rzutu rożnego, piłka ku zdziwieniu nawet samych kibiców z Piły, a już najbardziej bramkarza rywali – wpadła do siatki.
Od tego momentu trybuny się ożywiły, każdy ze zgromadzonych w tym dniu kibiców dostrzegał konsekwencję w grze pilan i mozolne dążenie do celu, którym były ligowe punkty. Białostoczanie jakby rozwścieczeni, rzucili się na pilan ze zdwojoną siłą, a coraz częstszym widokiem pod naszą bramką był bramkarz MOKSu, który nie bał się brać odpowiedzialności w tych ciężkich dla jego drużyny chwilach. Kiedy bramka dla przyjezdnych zdawała się wisieć w powietrzu, kiedy ostrzelane słupki, poprzeczka, obrońcy oraz Kujawski opadali z sił, piłkę przejął Marcin Waszak i po profesorsku wykończył akcję strzałem spod własnej bramki. Pilscy kibice wpadli w euforię, a my już wiedzieliśmy, że w tym dniu może zdarzyć się naprawdę wszystko.
Niestety, zdarzyło, ale niekoniecznie to, co wszyscy sobie wymarzyliśmy. Goście, jak na lidera rozgrywek przystało po heroicznym boju wtoczyli piłkę do naszej bramki jeszcze dwukrotnie i to oni radowali się z kompletu punktów. Jednak skłamałby ten, który powiedziałby, że zwycięstwo przyszło im łatwo. Białystok na zwycięstwo zasłużył bez dwóch zdań, ale przy odrobinie większej ilości szczęścia, które w tym dniu i tak nam sprzyjało, mogliśmy pokusić się o korzystny rezultat. Zabrakło naprawdę niewiele.
Przekrój ligi jest nam już bliższy, niż jeszcze kilkanaście dni temu. Wielu było takich, którzy twierdzili, że przeskok jest naprawdę nieznaczny, wielu było takich, którzy twierdzili, że on praktycznie nie istnieje. Wszyscy Ci grają nadal w II lidze.
Przeskok jest ogromny. Widać to również po wynikach Zielonej Góry, która w poprzednim sezonie na 16 kolejek triumfowała… 16 razy. Przeskok pomiędzy II, a I ligą jest bardzo duży i mówimy to, jako uczestnik rozgrywek, który jednocześnie bardzo z tego faktu się cieszy. Przecież jak uczyć się, to od najlepszych 🙂
Tekst: Patryk Suracki
Foto: Sebastian Daukszewicz