Pasożyt

pod_lupa_maj_2015

To pojęcie jest bez wątpienia znane każdemu. Po pierwsze, w biologii tego „stwora” definiuje się, jako organizm czerpiący korzyści ze współżycia z innym organizmem, zazwyczaj ze szkodą dla swego gospodarza. Zatem wiadomo, że trzeba go zwalczać jak gangrenę! Ale jest również potoczne określenie pasożyta: jest to człowiek wykorzystujący innych (homo sapiens) dla osiągniecia własnych korzyści. I właśnie taki „pasożyt” będzie dziś wzięty pod lupę. Jedną z jego odmian jest bez wątpienia – użyje tu kolokwializmu i eufemizmu jednocześnie (bo można by znacznie dosadniej) – GOŁODUPIEC, który zawiera związek z majętnym partnerem, aby żyć sobie spokojnie i dostatnio.

Wydawać by się mogło, że wykorzystywanie znaaaacznie lepiej sytuowanego partnera jest domeną płci nadobnej. Nic podobnego, wśród płci brzydkiej również i to wcale nierzadko zdarzają się pasożyty, wysysające swego partnera. Zdarzają się czarni wdowcy o wiele lat młodsi od swej wybranki, którzy w psychiczny a nierzadko fizyczny – najbardziej wyrafinowany sposób – starają się jak najszybciej przenieść bogatą żonę na łono Abracha. Ta odmiana wg badań dużo częściej jest domeną płci nadobnej, czyli tzw. czarnych wdów.

Wśród płci brzydkiej bardziej znanym jest pasożytowanie, bez sięgania do środków ostatecznych. Wystarczy takiemu indywiduum poślubienie starszej o kilkanaście, a nawet dziesiąt lat posażnej „dzierlatki” i przyczepienie się doń niczym huba do drzewa, a potem hulaj dusza – piekła nie ma.

Znam z autopsji podobnego krwiopijcę, który wykorzystał (co prawda je rozwijał) przedsiębiorstwo swej małżonki, cały czas robiąc ją w bambuko, bo przecież gdy jest mamona można fundować sobie młode, drżące ciało, a na koniec rozwiódł (rozwodzi) się ze swą dobrodziejką i próbuje ją oskubać do cna. Ten pasożyt jest chyba jeszcze gorszy od czarnego wdowca, który stara się męczyć krótko, acz treściwie. Który jest gorszy? Osądźcie sami.

Marek Mostowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *