Wywiad z Natalią Madaj
Właściwie wszyscy już wszystko o Pani wiedzą jako o sportsmence, ale może pytanie z innej beczki. Powiedziała już Pani wszem i wobec, że w stronę wioślarstwa poszła pani ze względu na siostrę. Siostra ma warunki odpowiednie do lekkoatletyki, mogła zostać również dobrą sprinterką, dlaczego wybrała akurat wodę i wiosła?
– Nasz pierwszy trener, był ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego z Wałcza, przeprowadzał nabór jeżdżąc po szkołach. Był między innymi w Szydłowie i ze wszystkich uczniów w klasie, upatrzył sobie właśnie moją siostrę. Była dosyć wysoką osobą, więc gdzieś mu się tam ta „żyłka trenerska” pojawiła i zwerbował ją do wioseł. My z Szydłowa, byliśmy trochę rozdarci pomiędzy Piłą, a Wałczem. Piłę można było wybrać pod względem lekkoatletyki lub sportów zespołowych, takich jak chociażby siatkówka, aczkolwiek ta woda jednak ją bardziej zainteresowała. Wioślarstwo było mniej popularne, a trener sam pofatygował się i wybrał. Można powiedzieć, że to nie ona wybrała ten sport, ale sport wybrał ją.
Rozumiem, że zapałała miłością do wioślarstwa?
– Tak, jak najbardziej. Siostra wspomina to jako swoją największą przygodę. Podobnie jak ja, jeździła na Mistrzostwa Świata, jej najlepszy wynik to udział w Finale Mistrzostw Świata. Powiem szczerze, że przetarła mi tam trochę ścieżki. Zawsze mnie dopingowała i dawała dobre rady. Kierowała mną, na przykładzie swoich błędów. Kiedy najlepiej zdobyć szczyt formy, na czym się skupić i na jakich zawodach. Bardzo mi to ułatwiło, do tego stopnia, że nie korzystałam z pomocy psychologa jako sportowiec, nawet na tym najwyższym olimpijskim szczeblu. Oczywiście, jeżeli były to zajęcia grupowe i trener sobie tego życzył, to szłam razem z grupą, ale indywidualnie nie miałam takiej potrzeby. Moja siostra jest moją przyjaciółką, psychologiem i taką dobrą duszą, która zawsze mi dobrze doradzi, bo wiadomo jako siostra chce dla mnie jak najlepiej, to jest taka bezgraniczna ufność.
To siostra była takim magnesem, który przyciągnął panią do wioślarstwa?
– U nas w domu sport przewijał się praktyczne od zawsze, moi rodzice i brat to fani sportu. Od dziecka jeździłam z rodzicami na wszystkie zawody, gdzie udział brała moja siostra. Zawsze na trybunach oczekiwałam startu siostry.
Jak to się stało, że i pani zaczęła wiosłować?
– Trener zauważył mnie, byłam pomocnikiem siostry. Nosiłam jej wiosła, pomagałam łódkę przecierać. Zawsze była dla mnie wzorem. Byłam od niej dużo młodsza, więc wtedy nie mogłam przystąpić jeszcze do testów do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Kiedy miałam kilkanaście lat, doradził mi, abym ruszała się jak najwięcej, biegała, brała udział w różnych zajęciach sportowych, bo będzie to dobra baza pod wioślarstwo… i tak też było.
Gdyby siostra nie poszła w kierunku wioślarstwa myśli pani, że inna dyscyplina mogłaby być pani wyborem?
– Myślę, że byłaby to lekkoatletyka. Będąc jeszcze uczennicą szkoły w Szydłowie, jeździłam do Piły na „Czwartki lekkoatletyczne”. Ogromnym wyróżnieniem było dla mnie, kiedy w szkole podstawowej mogłam pojechać na Finały do Warszawy. Tam faktycznie realia były trochę inne, udział w zawodach brały zawodniczki z klubów, było widać różnicę w poziomie, pełen profesjonalizm. Nie zniechęciło mnie to, pewnie byłyby to teraz biegi długodystansowe.
Jednak wybór padł na wiosła. Może powiedzmy teraz co to jest dwójka podwójna. Czy to chodzi o wiosła?
– Wielu ludzi ma zagwozdkę. W wioślarstwie jest dwójka, gdzie jedna z dziewczyn ma jedno wiosło z jednej strony, a druga drugie po przeciwnej stronie. W dwójce podwójnej, każda z zawodniczek ma dwa wiosła.
No to skoro rozwiązaliśmy już tę zagwozdkę, to proszę powiedzieć, które z zawodów utkwiły najbardziej w pani w pamięci? Czy były to Mistrzostwa Świata Juniorów w „jedynce”?
– Tak, myślę że te zawody dały mi dużego „kopa” i pokazały, że naprawdę można. Ja byłam najlepsza jako juniorka, stając na podium weszłam tak jakby do tej elity najlepszych zawodników. To było dla mnie wielkim sukcesem. Z roku na rok coraz bardziej chciałam tam zostać, nie chciałam schodzić z tego piedestału, chciałam tam zostać jak najdłużej, chciałam się ścigać z najlepszymi, wiedziałam że muszę utrzymać te dobrą passę, bo wiadomo w sporcie różnie bywa. Później było srebro, brąz w grupie młodzieżowej, ale to właśnie te zawody pokazały mi że warto, że treningi się opłaciły. Na długo zapamiętam te zawody, to był jeden z pierwszych moich startów, nie potrafiłam jeszcze dobrze utrzymać się w torze i od razu taki sukces.
To był rok 2003?
– Tak, miałam wtedy 15 lat, trener wystawił mnie w tej jedynce…. żeby się pokazać. Wejście do finału Mistrzostw Polski Juniorów Młodszych – dla mnie wielki sukces.
To właśnie w wieku 15 lat rozpoczęła się pani kariera?
– Tak, zanim poszłam we wrześniu do szkoły, byłam na obozie przygotowawczym i tak jak mówiłam wcześniej dużo biegałam i ta aktywność fizyczna była taką bazą. Musiałam nauczyć się dobrze wiosłować i technicznie podszkolić – oderwać wiosła od wody.
Kto nie wie, nie zdaje sobie sprawy, że wcale nie jest to łatwe.
– Dokładnie, kiedy pióra są nad wodą, to trudno jest utrzymać równowagę.
W innych dziedzinach sportu, np. w akrobatyce artystycznej, zawodnicy zaczynają bardzo wcześnie nawet w wieku 4-5 lat. Czy w wioślarstwie wiek 14-15 lat to odpowiedni moment?
– Myślę, że wioślarstwo jest to ciężki sport, wytrzymałościowy, wręcz siłowy. Trener nie od razu namawiał mnie na tą dyscyplinę, wiedział że te testy do Szkoły Mistrzostwa Sportowego nie bez powodu są dopiero w wieku 15 lat. Dzieci, które wcześniej uprawiają jakąś dyscyplinę, np. pływanie świetnie kształtuje tą wydolność, jakakolwiek aktywność fizyczna to dobra podstawa do tego, aby zacząć trenować wioślarstwo. Na wiosłach jest duże obciążenie i myślę, że taki 15-latek jest już odpowiednio ukształtowany, aby zacząć ten trening mocniejszy. W Szkole Mistrzostwa Sportowego, na wstępie jest już 10 treningów tygodniowo, więc taki młody człowiek musi mieć swoją świadomość, konkretne cele i nie zniechęcać się szybko.
Dlaczego wioślarstwo, a nie kajakarstwo? Czy miał na to wpływ fakt, że w historii polskiego sportu zawodnicy w wioślarstwie odnieśli więcej sukcesów niż w kajakarstwie?
– Głównie fakt, że siostra trenowała właśnie w tej dziedzinie, a poza tym w wioślarstwie pracuje całe ciało, mocne muszą być nogi, tułów dopycha te nogi, a ręce tylko wykańczają ten ruch. W kajakach, ten ruch jest inny.
Odniosła pani sukcesy w jedynce, dwójce i w czwórce podwójnej. W której konkurencji czuje się pani najlepiej?
– Złoto olimpijskie zdobyłam na dwójce podwójnej, więc to będzie moja ukochana konkurencja. Chociaż ten pierwszy medal zdobyłam w jedynce, to było wielkie osiągnięcie, wiedziałam że mogę sama, że sama też jestem najlepsza.
Pani osiągnięcia to:
– M.in. dwukrotne Wicemistrzostwo Świata, trzecie miejsce, dwa razy tytuł Mistrza Europy, srebrny medal, a na czwórce brązowy medal.
Nie zawsze pływała pani z Magdą.
– Z Magdą zaczęłam pływać w młodzieżówce, jeden sezon pływałyśmy razem kiedy zdobyłyśmy brązowy medal Mistrzostw Świata na dwójce do lat 23. Magda jest ode mnie starsza, więc weszła w kategorię seniorską, ja zostałam w młodzieżówce. Spotkałyśmy się ponownie w kategorii seniorskiej, na początku w czwórce, a później już była dwójka.
Adam Małysz, powiedział, że w swojej karierze zdobył wszystkie możliwe medale, ale zabrakło mu tego złota olimpijskiego i byłby gotów oddać wszystkie za ten jeden…
– Powiem szczerze, że ten jeden medal z Rio de Janeiro bije wszystkie inne na głowę….
Przed panią teraz Mistrzostwa Świata. Nie spuści pani chyba z tonu?
– Nie, nie… to jest bardzo duża motywacja, obronić tytuł to jest też duże wyzwanie. Ale zgadzam się z Adamem, dla każdego sportowca medal olimpijski jest tym najważniejszym. Ja mam ten olimpijski i można powiedzieć, że dalej nie ma już nic. Przez 4 lata nikt mi tego tytułu nie odbierze. To jest niesamowite.
To był pierwszy pani udział w igrzyskach olimpijskich?
– Drugi… pierwszy był w Londynie. Wystartowałam w czwórce podwójnej, to był mój pierwszy wyjazd, same kwalifikacje to było dla nas duże osiągnięcie, wtedy byłyśmy ósme.
Czy udział w igrzyskach w Londynie, to było takie przetarcie szlaków do tego złota w Rio?
– Ten pierwszy udział w igrzyskach, to było zupełnie inne przygotowanie. Te kwalifikacje zdobyłyśmy z regat dodatkowych, na dobrą sprawę jeszcze dwa, trzy miesiące przed igrzyskami w Londynie nie wiedziałyśmy, że na nie jedziemy. Teraz kwalifikacje zdobyłam już rok przed zawodami. To był zupełnie inny start, z inną głową, z innym doświadczeniem, z medalami. Jadąc do Rio byłyśmy z Magdą w czołówce światowej, wymagałyśmy od siebie więcej, wiedziałyśmy po co tam jedziemy.
Po złoto?
– Po finał, po medal… Londyn dał nam duże doświadczenie, byłyśmy pierwszą czwórką podwójną kobiecą w historii polskiego sportu, która w ogóle pojechała na igrzyska. Działacze, prezesi, nie wywierali na nas presji.
Wróćmy do Finału w Rio de Janeiro, w którym momencie wiedziałyście, że to będzie złoto?
– Warunki podczas finału były bardzo ciężkie, sam finał trwał 50 sekund dłużej niż półfinał. Podeszłyśmy do tego z czystą głową, kiedy Brytyjki wyszły na prowadzenie, a inne rywalki zostały w tyle, wiedziałyśmy że będzie medal, ale do samego końca nas to nie zadawalało, tym bardziej, że Brytyjki mimo ciągłej wzajemnej motywacji nie mogły nam odejść. Robiłyśmy swoje, to co było z góry założone, czekałyśmy do odpowiedniego momentu, wiedziałam, że mamy dużą rezerwę. To się czuło, że rywalki starają się odejść, ale mimo wszystko nie mogą. My się bardzo dobrze znamy. Wygrałyśmy swoją spokojną, konsekwentną jazdą.
Jakie pierwsze myśli za metą?
– Euforia, ten medal jest czymś najwspanialszym dla każdego sportowca, a uczuć nie da się po prostu opisać. Na początku krzyk szczęścia, upust emocji…. Byłyśmy bardzo zmęczone. Nie wierzyłyśmy, że się udało.
Podium, Mazurek Dąbrowskiego… ciarki?
– Na Mistrzostwach Świata nie gra się hymnu, to był pierwszy „Mazurek”, wzruszenie, multum myśli… Odwróciłyśmy się w kierunku polskiej flagi, powiewała najwyżej, z pomnikiem Jezusa w tle, coś wspaniałego. Nawet jak teraz o tym mówię, to ciarki przechodzą.
Podczas spektakularnego powitania Mistrzyni Olimpijskiej, tutaj w Szydłowie, gdzie witali panią mieszkańcy, władze gminy, powiatu – miała pani możliwość obejrzeć moment dekoracji i usłyszeć euforię komentującego Dariusza Szpakowskiego, to chyba też były dodatkowe emocje?
– Tak, dopiero po powrocie mogłam obejrzeć cały ten wyścig z komentarzem pana Szpakowskiego. Dziwnie się ogląda siebie, dodatkowo słysząc te emocje komentującego.
Podczas pobytu w Rio, dotarła do pani informacja o strefie kibica w Szydłowie?
– Tak, byłam mile zaskoczona, moi koledzy z reprezentacji Polski, z całego teamu podchodzili i mówili, że strefa kibica w remizie jest super, że mieszkańcy Szydłowa są świetni. To są najprawdziwsi kibice. Pamiętałam o nich zaraz po medalu, pozdrawiałam, bo wiedziałam że oglądają, że się świetnie przygotowali. Mieszkańcy Szydłowa bardzo mnie zaskoczyli, nie spodziewałam się takich niespodzianek.
Po zdobyciu tak ważnego medalu, złota olimpijskiego, czekają poważne obowiązki. Jak sobie pani z tym radzi?
– Dużo się dzieje, są to bardzo miłe chwile. Oczywiście cały czas są treningi, nadal jestem sportowcem. Medal zdobyłam dla Polski, dla Polaków, dla nas wszystkich. Otrzymuję zaproszenia od szkół, nie potrafię odmówić dzieciakom. Staram się odwiedzać przedszkolaków, ale i tą starszą młodzież. Kto wie, może zachęcę kogoś do sportu, wioślarstwa. Jeszcze trochę i zaczną się obozy, więc będę miała na te spotkania coraz mniej czasu. Ale póki co fajnie jest wrócić choć na chwilę w te mury, gdzie kiedyś się siedziało w ławkach.
Otrzymała Pani zaproszenie od Prezydenta Dudy, z rąk którego otrzymała pani Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski, jakie to uczucie?
– Otrzymać takie wyróżnienie od Prezydenta, to wielki zaszczyt. Tym bardziej, że Pan Prezydent mówił, że trzymał kciuki, kibicował. Uroczysta, podniosła chwila w Pałacu Prezydenckim. Później Pan prezydent był również na naszej Gali Olimpijskiej. Czuć było, że my sportowcy jesteśmy bardzo wyróżnieni.
Czy fakt, że Polska wzbogaciła się tylko o dwa złote medale podczas tych igrzysk, to dodatkowa satysfakcja?
– Jestem sportowcem, ale i kibicem. Po naszym starcie, miałam możliwość jeszcze pięć dni spędzić w Rio, chodziłam na różne zawody. Starałam się być z innymi zawodnikami. Cieszyłabym się, gdyby ten nasz „Mazurek” rozbrzmiał wiele razy, to jest raczej normalne, tym bardziej, że wiem ile każdy sportowiec wkłada pracy w to, żeby wystartować w igrzyskach i naprawdę szczerze życzę każdemu, aby stanął na tym najwyższym podium. To jest duma dla całego kraju.
Na zakończenie, kiedy najbliższa impreza, podczas której będzie można zdobyć kolejny medal?
– W przyszłym roku, najważniejszą imprezą dla nas będą Mistrzostwa Świata, wcześniej Mistrzostwa Europy oraz trzy edycje Pucharu Świata. Właściwie pięć ważnych startów, z czego wrześniowy start w Mistrzostwach Świata będzie najważniejszy. Pierwszy obóz zaczniemy w styczniu. Nie pamiętam takiego roku, żeby w listopadzie być jeszcze w domu. W zeszłym roku w listopadzie były już wyjazdy. W tym roku trenujemy w domu, trener wysyła nam plany, a my sumiennie je realizujemy, żeby spotkać się w styczniu na obozie.
Pani Natalio, bardzo dziękuje za rozmowę. Jeszcze raz gratuluję złotego medalu, który nam Polakom dał olbrzymią satysfakcję i oczywiście życzę, żeby w planowanych startach zdobyła pani kolejne krążki, najlepiej złote.
– Dziękuję bardzo. Fakt – bronić złota, to nie lada wyzwanie.