Byłam już zmęczona, że mówią na mnie „BrzydUla”

Nigdzie w pani dossier, nie znalazłem odpowiedzi na pytanie, dlaczego studiując germanistykę zajęła się pani aktorstwem i to tak udanie?

– Bardzo dziękuję za komplement… z aktorstwem to było tak, że właściwie już w dziecięcych marzeniach gdzieś tam przewijało się w moich planach na przyszłość. Nigdy jednak nie byłam na tyle odważna, żeby zdawać do szkoły aktorskiej, chociaż chodziłam na zajęcia do Teatru Edukacyjnego „Wybrzeżak” przy Teatrze Wybrzeże. W spektaklach-adaptacjach lektur szkolnych dla uczniów szkół zaczęłam występować jak miałam 14-15 lat. Spektakle te reżyserowane były przez aktorów z Teatru Wybrzeże oraz przez zagranicznych wykładowców, ponieważ mieliśmy taki system wymian z amerykańskim uniwersytetem i tam właściwie nauczyłam się warsztatu. Później to już grałam takie małe sceny w serialach lub filmach. Pierwszą moją sceną do zagrania (miałam wtedy chyba 16 lat) było wywrócenie się z rowerem, to był film Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo”. Małymi krokami, ale aktorstwo było obecne w moim życiu, studiowałam jednak zupełnie coś innego. Po drugim roku odbył się casting do „BrzydUli” – to nie była moja pierwsza duża rola, ale pierwsza aż tak duża… Grałam wcześniej w różnych serialach np. „Ja wam pokażę”, gdzie byłam córką Edyty Jungowskiej, kiedy to podczas nagrań spędziłam 3 miesiące w Warszawie. To było pierwsze tak duże wydarzenie aktorskie w moim życiu. Wcześniej grałam również w „Pełną parą”, „Dylematu 5”. W aktorstwie tak już jest, że zanim się zyska popularność, przeskakuje się przez kilka mniejszych ról w mniejszych produkcjach i tak też było w moim przypadku.

Jak usłyszała pani o castingu do „BrzydUli”, wiedziała pani mniej więcej o czym będzie ten serial?

– Oczywiście, że tak! Nie byłam jakąś wielką fanką „Betty”, ale to było tak niezwykłe przedsięwzięcie, w tak wielu krajach, że nie sposób było o tym nie słyszeć. Ja bardzo chciałam grać, bardzo to lubiłam i nie ukrywam, że wyczekiwałam każdego telefonu od agencji. Dla mnie, jako aktorki niezawodowej – studentki germanistyki – każdy taki wyjazd do Warszawy na casting był niesamowitym wydarzeniem, więc czekałam na to jak na niezwykłą przygodę. Pamiętam, jak pewnego dnia zadzwoniła do mnie agentka i powiedziała „Jest casting do serialu…” i coś wtedy przerwało, nie usłyszałam tytułu, ale zgodziłam się i poprosiłam o przysłanie tekstów. Przerabiając teksty, nie wiedziałam że chodzi o „BrzydUlę”. A kiedy już dostałam sceny, bardzo mi się spodobały – były takie lekkie i bardzo sympatyczne – i od razu miałam wrażanie, że czuję tę postać, wtedy już wiedziałam, że bardzo chcę i bardzo zależy mi na tym, żeby dostać tę rolę. Tak się złożyło, że się udało…

Przez większość odcinków serialu, nie była pani sobą – myślę tu głównie o charakteryzacji. Czy to było dla pani trudne, czy długo musiała sie pani z tym oswajać?

– To akurat było dla mnie bardzo pomocne, ja tak naprawdę nie musiałam już nic robić, wchodziłam na plan i byłam śmieszna… Był też taki moment, że jak wreszcie zabrano mi tę charakteryzację, chociaż byłam nią trochę zmęczona, poczułam się inną postacią i bardzo mi tego aparatu, grzywki i okularów brakowało. Pracowaliśmy w niesamowitym tempie, mieliśmy tak naprawdę co drugą niedzielę wolną, pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, przez bardzo wiele miesięcy, w związku z czym byłam już na totalnym wycieńczeniu, kiedy miała nastąpić ta przemiana i kiedy miałam wyglądać dobrze po prostu byłam już zmęczona i miałam dość tej roboty. Teraz wspominam te chwile z wielkim rozrzewnieniem i pamiętam tylko dobre momenty.

Czy odczuwała pani rosnącą z dnia na dzień popularność?

– Faktycznie tak się stało, ale ja mam taką dziwną właściwość, że praktycznie mało kto mnie rozpoznaje… nawet wśród znajomych. Bardzo często jest tak, że gdy gdzieś wchodzę, przez kilka sekund następuje takie zawahanie czy to ja… być może dlatego, że dosyć często zmieniam kolor włosów. Więc ta moja rozpoznawalność jest tak naprawdę znikoma.

W rozmowach m.in. z Januszem Gajosem czy Cezarym Żakiem słyszałem, że przez bardzo długi czas byli utożsamiani z jedną rolą, w związku z czym nie mogli rozwinąć skrzydeł. Czy po roli BrzydUli, nie obawiała się pani takiego „zaszufladkowania”?

– Dostając główną rolę jako aktorka niezawodowa w takim serialu, nie miałam takich ambicji. Byłam przeszczęśliwa, uważałam że dostałam prezent od losu i wtedy myślałam, że nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz jaką w życiu zrobię, to byłam niezwykle zadowolona, bo to było naprawdę fajne. Wtedy nie myślałam o jakimkolwiek zaszufladkowaniu, później jednak byłam już trochę zmęczona tym, że mówią na mnie „Brzydula”, ale myślę, że każdej dziewczynie byłoby z tym źle… natomiast jeżeli chodzi o kolejny dobór ról, to wydaje mi się, że w ogóle mi to nie zaszkodziło. Udało mi się, bo kiedy chciałam zrobić sobie przerwę, to ją zrobiłam, a kiedy chciałam wrócić to również mi się to udało i gram naprawdę bardzo różne role. Pewnie nie wszyscy o tym wiedzą, ale bardzo dużo pracuję w teatrze i teatr jest dla mnie o wiele bardziej łaskawy, jeżeli chodzi o rozpiętość ról. W jednym spektaklu grałam mężczyznę, w innym Królową Cyganów, która oczarowała głównego bohatera, potem zginęła. Ta rozpiętość ról jest dosyć duża i dzięki temu mam okazję rozwijać się teatralnie. Co ma też wpływ na moją pracę filmową i serialową.

Woli pani teatr, czyli taką interakcję z widzem, czy grę na ekranie?

– To zależy od ludzi z którymi pracuję… bardzo lubię pracować przy dubbingu, zresztą to jest chyba moja ulubiona dziedzina aktorstwa. Teatr jest równie wspaniały, jednocześnie jednak zagrałam główną rolę w filmie „Narzeczony na niby” i też było bardzo dobrze… Tak przy okazji, od 12 stycznia wejdzie on na ekrany kin, więc zapraszam serdecznie. Jest to komedia romantyczna. Bardzo przyjemny, sympatyczny film, naprawdę dla wszystkich.

Jest pani także scenarzystką i niektóre odcinki „BrzydUli” to pani dzieło…

– Niekoniecznie odcinki, bo produkcja serialu to praca całego zespołu, ale prawdą jest, że miałam do rozpisania kilka wątków. Więcej jednak pracowałam przy scenariuszu „Syngielki” i długo przy serialu „Pierwsza Miłość”. Obecnie z Piotrem (Jaskiem – przyp. red) kończymy też film fabularny, zatem rozwijam się również w tym kierunku.

A co z zespołem muzycznym, bo jest pani również wokalistką?

– Tak, nadal śpiewam… mam zespół z Marcinem Świetlickim – gramy piosenki do tekstów Rafała Wojaczka. Jest to bardzo komercyjna cześć mojej twórczości, z której jestem bardzo dumna. Jeżeli chodzi o aktorstwo i śpiewanie to akurat mam to szczęście, że łączę hobby z zawodem. Spełniam się artystycznie….

Dziękuję za rozmowę.

brzydula_wywiad00

brzydula_wywiad05 brzydula_wywiad01 brzydula_wywiad02 brzydula_wywiad03 brzydula_wywiad04