„Po pilsku o żużlu” – ukazała się książka dla pasjonatów speedwaya nad Gwdą
Wojciech Dróżdż – rocznik 1983, absolwent I LO w Pile i Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Konferansjer, redaktor sportowy, miłośnik biegania i własnej rodziny. Zagorzały kibic Polonii Piła, a także autor książki pt. „Po pilsku o żużlu”, która jest obowiązkową lekturą dla pilskiego kibica speedway’a. Premiera miała miejsce 21 grudnia w redakcji Tygodnika Pilskiego. To tam każdy zainteresowany mógł zakupić książkę dla siebie lub podarować ją na prezent świąteczny. Poniżej rozmowa z autorem tej publikacji.
Wojtek, skąd pomysł na to wydawnictwo i do kogo jest ono skierowane?
Pomysł zrodził się z moich nagrań wideo „Po pilsku o żużlu” na YouTube. Kiedy zauważyłem, że spada mi zasięg oraz oglądalność, postanowiłem to przerzucić na papier, ponieważ jest to trwalsze. W internecie jest dużo ciekawszych rzeczy dla kibiców, których szukają. A jak masz książkę, to można też do niej zajrzeć – poczytać czy obejrzeć zdjęcia.
Jak przebiegały prace nad książką?
Bardzo sprawnie, ale w momencie gdy miałem wolny czas. Czasami wieczorami, w nocy, jak miałem siły lub na wyjazdach, na które brałem komputer. Gdy miałem pierwszą wersję, to woziłem ze sobą maszynopis, drukowałem i poprawiałem ją na bieżąco. To też zajęło kilka miesięcy. Potem pojawiła się drukarnia, w której udało mi się ją wydrukować.
Co w tej książce znajdziemy?
Historię pilskiego żużla opisaną niekoniecznie w sposób statystyczny. W niej raczej statystyk nie ma, choć pojawiają się wyniki i informacje jakie zdobyliśmy medale. Bardziej chodziło o przeżycia. O to, co ja zapamiętałem z tego nowego okresu lub co zapamiętali kibice. Wiele osób przepytałem, zwłaszcza tych starszych, które opowiadały o żużlu sprzed lat i naszego pokolenia tak, aby tych kibicowskich akcentów było w niej dużo więcej. To jest książka dla kibiców.
Skąd jeszcze czerpałeś wiedzę?
Żużel bardzo lubię, żyję tym sportem od wielu lat i zapamiętuję to, co dzieje się na stadionie. Czytam też prasę czy oglądam nagrania z płyt CD. Tam była chociażby informacja, że ktoś sprzedawał coca colę na obiekcie i okazało się, że to prawda. Tak było w 1993 roku, że ktoś chodził po trybunach i sprzedawał ten napój. Zanotowałem ten fakt i postanowiłem o tym napisać. Głównie korzystałem z pamięci, ale ściągi też się przydawały. Na przykład trafiłem na stare numery Przeglądu Sportowego i tam była informacja, że Chris Louis po meczu ze Stalą Gorzów dostał pięciolitrowe whisky.
Jest ulga, że udało się ją w końcu wydać?
Jest ulga, ale były obawy. Myślałem na początku, że koszty będą dużo większe i nie znajdę tylu środków na jej wydanie. Obawy też były o to, ile trzeba wydać egzemplarzy, aby mi się zwróciły koszty. Po obejściu kilku drukarni trafiłem na taką, która dała korzystne warunki. Jeszcze w październiku myślałem, że nie uda mi się jej wydać. Jak się okazało, dało radę to zrobić na własną rękę i z tego bardzo się cieszę.
Przypomnij, bo ja nie pamiętam – to chyba pierwsza taka książka o pilskim żużlu, w której jest taka dawka wiedzy i wspomnień?
Były mniejsze wydawnictwa, na przykład o dziesięcioleciu żużla nad Gwdą pana Wiesia Szmagaja. Były to dzieła bardzo cenne, natomiast grubszej wersji książkowej to sobie nie przypominam. To mnie też motywowało. Wiemy, że czas ucieka, ludzie umierają i tak sobie pomyślałem, że jak nie złapię tych osób starszych, które pamiętają żużel z lat 50. i -60., to potem może być już za późno na wspomnienia. Jeden z moich rozmówców zmarł niedawno. Jego syn napisał, że dziękuje mi, iż udało się jego tatę przepytać, dzięki temu będzie miła pamiątka. Sytuacja ta pokazuje, że to, co się da, trzeba spisywać.
Co było najtrudniejsze? Szukanie informacji o tej dawnej historii czy pisanie o trudnych czasach, gdy Polonia spadała ze szczytu?
Takim trudniejszym motywem do opisania było to, co sam przeżyłem i co było dla mnie najsmutniejsze. Bardzo smutny był koniec roku 2011, kiedy klub padł i do marca nie było wiadomo, co się stanie. Z obecną sytuacją człowiek jest oswojony, choć tego nie zawarłem już w książce, bo zamknąłem ją w październiku. Trudno mi się też pisało o tegorocznym Złotym Kasku, bo to był cios dla naszego żużla. Nam się dostało, że ktoś komuś chciał zrobić na złość. Wszyscy przez to cierpimy do dzisiaj. W sumie ostatnie miesiące 2019 roku były trudne do opisania.
A co mile wspominasz i znajdziemy to w książce?
Ja bardzo lubię wracać do moich początków w tym sporcie. Chyba najmilej wspominam mój pierwszy żużel w 1993 roku, który z tak dużą radością opisałem. To był turniej towarzyski par. Znalazłem nagraną płytę z tego turnieju i zobaczyłem jak wyglądał pierwszy wyścig, który widziałem na własne oczy. To było niesamowite – chyba osiem wyprzedzeń w jednym biegu. Jak takie coś człowiek zobaczy, to jak tym żużlem się nie zachwycić. Także mile wspominam rozmowę z moim sąsiadem panem Olkiem, byłym pracownikiem ZNTK, który takie ciekawostki mi opowiedział, że naprawdę oczy się duże robiły.
Są już w głowie pomysły na kolejną publikację czy czekasz na to, jak kibice żużla odbiorą Twoją książkę?
Na razie nie mam w planach kontynuacji książki pt. „Po pilsku o żużlu”, bo trzeba zebrać przynajmniej dziesięć kolejnych sezonów. Ważne, aby żużel nam się odrodził i wtedy będzie o czym pisać. A co do pomysłu, jest jeden, o którym dziś nie chcę mówić. Dla kibiców z Piły może będzie to mniej ciekawe, ale będzie o żużlu.
Jak wrażenia po promocji i spotkaniu? Było widać, że książka cieszyła się sporym zainteresowaniem i kibice chętnie ją nabywali?
Bałem się, że tych kibiców będzie malutko, a w książkę włożyłem dużo pracy. Okazało się, że ludzi przyszło sporo i byłem z tego bardzo zadowolony.
Kibice pytają gdzie i za ile możną ją kupić. Gdzie ich kierujemy?
Jeśli ktoś kontaktuje się ze mną za pomocą Facebooka i jest z Piły, to jest możliwość osobistego spotkania i nabycia tej książki. A jak ktoś dalej mieszka, niech do mnie pisze na przykład na adres mailowy – woytek83@wp.pl , to ustalimy szczegóły.
Chcesz komuś złożyć podziękowania, że udało się wydać to interesujące wydawnictwo?
Na końcu książki są podziękowania dotyczące wypowiedzi, dostarczonych zdjęć, osób, które wspierały mnie duchowo, motywowały do wydania książki. Między innymi podziękowałem mojej żonie.
Rozmawiał Sebastian Daukszewicz, którego kilka zdjęć znajdziemy w tym wydawnictwie oraz na okładce książki.