Brutusowie są wśród nas!

Et tu Brute contra me? I ty, Brutusie, przeciw mnie? Tuszę, że słowa wypowiedziane przez Juliusza Cezara, do rzekomego przyjaciela, Marka Brutusa, który wraz z 19 senatorami ugodził sztyletem swego władcę, są prawie wszystkim znane. Imię Brutusa stało się synonimem zdrajcy i mordercy, ale działającego w słusznej sprawie, bowiem likwidującego tyrana. Czy można stać się wiarołomnym „przyjacielem”, który w partykularnym interesie, „likwiduje” swego „alianta”, przestającego być dlań wygodnym?!

Oczywiście TAK. I owo zasztyletowanie jest symboliczne, bo „likwidacja” polega na zastosowaniu zdradzieckich, makiawelskich metod, które mają wyeliminować niewygodnego przeciwnika.

Czy takich metod wypada używać wobec dotychczasowych koalicjantów/a, którzy pod koniec kadencji przestają wpisywać się w plany nowokadencyjne, ponieważ wybrany już jest inny sojusznik? Czy szukanie za wszelką cenę kija na dotychczasowego wspólnika w dzierżeniu steru władzy, ale już niewygodnego, nie kojarzy wam się z Brutusem o jeszcze gorszej twarzy? Czy podsłuchiwanie/nagrywanie rozmów jeszcze nadal alianta, stosowanie prowokacji, zgodnie z zasadą cel uświęca środki, jest godne np. samorządowca? A cel był wiadomy. Dotychczasowy koalicjant w jednym, bardzo bliskim samorządzie, dzięki brutusowemu sztyletowi miał stracić wiarygodność u wyborców. Nie można było dopuścić, żeby kilku osobom z partii niepotrzebnego już koalicjanta uzyskało mandat radnego, bo wtedy misterny plan budowania nowej koalicji spalił by na panewce.

Ów plan się powiódł. Z partii byłego alianta, została wybrana tylko jedna osoba. I to ta – o paradoksie – która była głównym celem zdezawuowania i zdyskredytowania.

Z tej historii wypływa jedno przesłanie. Warto pamiętać, że brutusowie są wśród nas!

Marek Mostowski
Fot. imperiumromanum.edu.pl

pod_lupa01

pod_lupa02