Chcę, żeby wrócił dobry żużel do Piły!

Z Lechem Kędziorą, trenerem ROW-u Rybnik, który związany z Piłą jest przez żużel, żonę i teścia, o starych i obecnych czasach rozmawia Marek Mostowski.

Lesiu ile to już lat jesteś związany z żużlem?

– Były to lata 70-te. W ’68 roku dostałem jeszcze autograf i zdjęcie od Stanisława Oślizły. Miałem 12 lat. W tym roku jeszcze w marcu, na meczu Cracovii z Górnikiem Zabrze miałem okazję poznać osobiście Stanisława Oślizłę i pokazać mu to zdjęcie sprzed 38-40 lat.

Ale to była piłka nożna.

– Tak. Jak chodziłem do podstawówki, to była piłka nożna i sam grałem w Czarnych Nakło. Było wielu lepszych piłkarzy ode mnie jak Adam Kensy, który grał w Pogoni Szczecin, jak Andrzej Szostak, który grał w Lechu Poznań.

Co się stało, że zająłeś się inną dyscypliną sportu?

– Później poszedłem do szkoły średniej, do technikum w Toruniu. Było blisko na stadion na Bronieckiego i tak zostało. Zdałem licencję, choć późno co prawda, ale jakieś 10 lat ścigałem się na żużlu w Grudziądzu z niemałymi sukcesami.

W jaki sposób jesteś związany z grodem Staszica?

– To były lata 90., mieszkaliśmy wtedy w Niemczech. Ciągnęło wilka do lasu, kiedy GKM tam słabo stał. Raz na kawie w kawiarence przy stadionie w Grudziądzu szukaliśmy jakiejś możliwości, a w związku z tym że w Pile kiedyś startowaliśmy, Start Gniezno organizował chyba zawody, to był 1984 czy 85 rok. W każdym razie były tam jakieś turnieje – pamiętam na tym czarnym torze, który przy czwartym wyścigu się rozwalał. Historia była z tym związana, że w Pile był żużel, no i tak myślałem, żeby tam podjechać i zagadać. Utworzył się tam komitet na czele z Wieczorkiem, Michaelisem, Michalskim, Ciulą i spotkałem się z nimi bodajże w grudniu 1991 roku, a w 1992 r oku wystartowaliśmy. Oni chcieli turnieje, ja mówiłem, że one nic nie dają i róbmy ligę. Ci miejscowi zwołali radę, gdzie najbardziej udzielali się Jurek Cerba i Marian Madej. Wszyscy się zebrali i zaczęliśmy działać. Tak szybko się to potoczyło, że już na wiosnę wystartowaliśmy.

To była pierwsza reaktywacja żużla w Pile. Była jeszcze druga. Wtedy poróżniliście się z Markiem Wieczorkiem. Ty byłeś dyrektorem sportowym i jednocześnie trenerem. Miałeś inną koncepcję. Powiedz, czy gdyby inaczej to wszystko zostało rozegrane, była szansa na stabilny klub w Grodzie Staszica?

– Tak, tak. Można było, tylko wiesz, ja ci powiem, że warunki były okropne, mieliśmy biuro w zimnym garażu. Wieczorek nie był przebojowy, ani pieniędzy, ani nic z tego nie było. Trenerem zrobiłem Piotra Szymko.

Szymko był trenerem, ale właściwie to ty byłeś mózgiem tego wszystkiego i tym kierowałeś.

– Tak, chodzili tam na prezentacje, a człowiekiem orkiestrą, który wszystko robił, byłem ja. Zmiany zdążyłem zrobić i tor przygotować, a na prezentacji nigdy nie byłem, nie zdążyłem (śmiech).

Nie miałeś parcia na samopromowanie.

– Nie miałem, bo to co oni robili, to szkoda gadać. Zamiast zająć się pozyskiwaniem sponsorów, zajmowali się czym innym. Jurek trochę pomagał, ale już też był zniesmaczony. Było też trochę takich sponsorów, którzy coś tam dawali – Jurek, Marian, Ukleja, Bronek Rydwański. Co można było to się robiło, ale szału nie było.

Masz sentyment do Piły, nie tylko przez pryzmat żużla, przecież masz żonę i teścia z Piły. Zapewne na bieżąco obserwowałeś co się dzieje z pilskim speedway’em w ostatnich latach. Co było źle robione?

– Brakowało twardej ręki oraz zarządu, który nie chce z klubu brać, tylko dawać. A jak przychodzą ludzie bez kasy, którzy robią kasę na klubie, to nic z tego nie ma. I to było widać, tylko się dziwiłem, że nikt z zewnątrz nie wie, co się dzieje w klubie. Wszystko było tolerowane za długo. Zresztą, wy dziennikarze też pewnie widzieliście, że tam jest hulaj dusza.

Ja od początku mówiłem, że zarząd stworzony z kibiców to niewłaściwa droga.

– Oczywiście. Jeden handlował samochodami i sobie furami jeździł. Przecież już wtedy trzeba było reagować, a nikt tego nie zrobił. Wyjazdy sobie organizowali, pijaństwo za klubowe pieniądze. itd.

Ale jak sądzisz, bo przecież nie z jednego pieca chleb jadłeś, czy jest szansa na to, żeby w Pile odbudować żużel z prawdziwego zdarzenia?

– To muszą być poważni ludzie, a dzisiaj jest o takich ciężko, bo to miasto też musi być zainteresowane. Poważni ludzie, którzy wiedzą ile kosztuje, utrzymanie, jaki jest budżet i można to jakoś zrobić. Musi to być poważna sprawa, ja się dziwię, że miasto dawało kasę lub pan Stokłosa, i nie mieli nad tym kontroli. Przecież, gdyby prezydent Głowski, nie dał miliona złotych, to pilskiego żużla już wcześniej by nie było. Ale mam nadzieję, że jeszcze podczas meczów ligowych zawarczą silniki na stadionie przy ulicy Bydgoskiej.

Przejdziemy do czasów obecnych, trudnych. Zostałeś trenerem ROW-u Rybnik, czyli ekstraligowego zespołu, a znaleźliśmy się „dzięki” koronawirusowi we wręcz w kuriozalnej sytuacji. Mecze mają odbywać się bez publiczności, a to chyba nie służy zarówno żużlowcom, którzy nie słyszą dopingu, nie widzą kibiców, ale także przede wszystkim drużynom z niższych klas rozgrywkowych, bo dla nich wpływy z biletów to niebagatelny zastrzyk finansowy.

– W Rybniku tak samo, jak będzie gdzieś 12 tysięcy ludzi to jest kasa, ale musimy się jakoś z tym pogodzić. Ruszyły centra handlowe, ruszają teatry, baseny, kina. Wszystko to jest pod dachem. My jesteśmy na otwartym stadionie. Dlaczego np. przy pojemności stadionu na 10 tysięcy kibiców, nie może ich przyjść chociaż 4 tysiące? Oczywiście telewizja będzie i będą transmisje. Mam nadzieję, że jak futbol się ruszy, to wszystko się ruszy.

Powiedz, jaki cel sobie stawiasz na ten sezon?

– No co, mistrza Polski, nie? Wszyscy dziennikarze mówią, że my spadamy, jak byłem w Częstochowie, że spadamy, ale to nie jest tak. Sport to jest całkiem co innego niż biznes z fabryką, zakład pracy czy cokolwiek. Wszystko jest możliwe, już z góry zakładają dziennikarze, na podstawie składów drużyn i tego wszystkiego, że to młoda drużyna i nie ma żadnych szans. Ale my będziemy walczyć. Mamy własny tor, owszem nie ma publiczności, ale każdy sportowiec walczy o najwyższy cel, i my będziemy o niego walczyć.

Jeszcze pytanie związane z Piłą. Których pilskich zawodników wspominasz najsympatyczniej?

– Cóż, na pewno z tej drużyny, którą tworzyliśmy na początku. A więc Krzysztof Okupski, Mirosław Daniszewski, Grigorij Charczenko, Lars Henrik Jörgensen, Cezary Owiżyc, Rafał Dobrucki.

Na koniec mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś skierować ciepłe słowa do pilskich kibiców, cierpiących z braku czarnego sportu na żywo w grodzie Staszica?

– Cóż tu powiedzieć, mogę tylko współczuć kibicom z Piły. Wielka szkoda, że to co zostało w tak haniebny sposób zniszczone, pomimo wielkiej pomocy – nie tylko materialnej – ze strony prezydenta Głowskiego, znowu nie udało się postawić na nogi. Nie wiem ile trzeba będzie czekać, żeby odbudować sport żużlowy, który jest bardzo w Pile popularny, przecież podczas meczów na trybunach zasiadało po kilka tysięcy widzów. Mam nadzieję, że doczekają się jeszcze dobrego żużla w Pile, czego im serdecznie życzę. Chcę, aby wrócił dobry żużel do Piły.

Dziękuję ci Lesiu za rozmowę i życzę dużo zdrowia.

Foto: (SE) & trójmiasto.wyborcza.pl

chce_zeby_wrocil1_01

chce_zeby_wrocil1_06 chce_zeby_wrocil1_02 chce_zeby_wrocil1_03 chce_zeby_wrocil1_04 chce_zeby_wrocil1_05