Pilscy strażacy walczyli w Grecji z Czerwonym Kurem
O akcji gaszenia pożarów lasów w Grecji opowiada mł. bryg. Grzegorz Orłowski, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej PSP nr 1 w Pile.
W związku z pożarami lasów w Grecji, 19 lipca Polska wysłała na pomoc dwa moduły GFFFV (moduły do gaszenia pożarów lasów z ziemi z użyciem pojazdów). W kraju Pitagorasa strażacy przebywali do 2 sierpnia br. W skład modułu GFFFV, który prowadził działania w rejonie Aten weszło 6 strażaków z Piły, dwa samochody pożarnicze oraz quad. Łącznie w działaniach wzięło udział 149 strażaków z Państwowej Straży Pożarnej z terenu całej Polski, w tym mł. bryg. Grzegorz Orłowski, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej PSP nr 1 w Pile, z którym rozmawialiśmy o tej niezwykle trudnej walce z żywiołem.
—
Niedawno wrócił pan z Grecji, gdzie uczestniczył pan wraz z kolegami w gaszeniu olbrzymich pożarów. Jak doszło do tego wyjazdu i gdzie prowadziliście działania gaśnicze?
– Ponieważ jestem jednym z 19 strażaków z KPPSP w Pile należącego do modułu GFFFV Wielkopolska, postanowiłem po raz drugi, po uzyskaniu zgody od pana komendanta, z kolegami ruszyć do Grecji, by tam gasić pożary lasów i zdobyć kolejne ważne doświadczenia zawodowe. A ponieważ jestem strażakiem, chęć ratowania ludzi, pomagania ludziom jest wpisana w mój zawód. Teren naszej działalności to okolice Aten.
Myśli pan, że profesjonalizm oraz doświadczenie, które są wysoko oceniane na arenie międzynarodowej wpłynęło na to, że was poproszono o pomoc?
– Tak uważam. Oczywiście nasze pożary różnią się od tych w Grecji, ale mamy wyszkolonych ludzi, mamy dobry sprzęt. W odpowiedzi na prośbę Grecji, Polska skierowała do walki z pożarami siły i środki Państwowej Straży Pożarnej, tj. dwa moduły GFFFV z Poznania i Krakowa, łącznie 149 strażaków i 49 pojazdów. Te dwa województwa pełniły w lipcu dyżur w ramach europejskiego modułu gaszenia pożarów.
A na miejscu, co zastaliście i jakie zadania wam wyznaczono?
– My udaliśmy się do miejscowości Villia leżącej 50-60 kilometrów od Aten. Co ciekawe byliśmy już w tej miejscowości dwa lata temu, gdy również zostaliśmy wysłani, by walczyć z pożarami. W tym roku dzięki dobrej współpracy z miejscowymi strażakami też nas tu przydzielono by bronić tam domostw przed pożarami. Przez pierwsze dwa dni były to duże pożary, a później sytuacja troszkę została opanowana przy użyciu samolotów i sprzętu, ale nadal było niebezpiecznie, ponieważ panowała wysoka temperatura i silne wiatry. Więc musieliśmy dogaszać i pilnować nawet w nocy stref zagrożenia przeciwpożarowego.
Jakim sprzęt zabraliście ze sobą z Piły?
– To był sprzęt, którego też na co dzień w naszej pracy używamy w miejscowej jednostce. Był to specjalny samochód gaśniczy z napędem terenowym, który jest przystosowany do takich zadań oraz terenowy samochód z przyczepką, na którym znajdował się quad. A tam na miejscu strażacy korzystali również z dronów oraz innego ciężkiego sprzętu.
Jak przyjmowała was tamtejsza ludność i lokalne władze?
– Bardzo dobrze. Witał nas Ambasador Polski, miejscowy komendant, a ludność pamiętała nas sprzed dwóch lat, więc witano nas bardzo serdecznie. Również nam pomagali, chociażby przywożąc wodę do picia. Myślę, że czuli się dzięki naszej obecności bezpieczni.
Czy jest jakieś porównanie greckiego żywiołu z pożarami, które miał pan okazję gasić w kraju?
– Ciężko porównać, możemy jedynie hektarowo. Tam wpływ na to miała wysoka temperatura i wysuszona roślinność olejkowa w zetknięciu z ogniem oraz silny wiatr powodowały, że pożary bardzo dynamicznie się rozwijały, dlatego najlepiej jak są gaszone w zarodku. U nas w kraju na taką skalę z pożarami nie mamy do czynienia, więc prawdę mówiąc nie ma porównania.
Podobno nie tylko pogoda sprzyjała rozprzestrzenianiu się ognia, ale także dochodziło… do podpaleń, przez osoby, które teren po pogorzelisku chciały przeznaczać na np. winnice. Czy jest panu o takich faktach wiadomo?
– Nic mi o tym oficjalnie nie wiadomo. Nie było czasu ani sensu się nad tym zastanawiać. Było zagrożenie to trzeba było działać.
Zapewne oprócz gaszenia pożarów braliście udział w innych działaniach, jak chociażby pomoc w ewakuacji ludności.
– Na naszym terenie nie miały miejsca ewakuacje ludzi, ale na innych, np. na Rodos były takie sytuacje. My na dyżurach mieliśmy takie zdarzenia jak u nas np. dachowanie samochodu czy pożaru złomowiska. Mieliśmy także w przedostatni dzień szkolenie w lesie, które dotyczyło robienia pasów przeciwpożarowych za pomocą urządzenia podobnego do haczki.
Co najbardziej zaskoczyło pana w czasie tej niespotykanej „wycieczki” do Grecji?
– Ponieważ byłem dwa lata temu to wiedziałem czego mogę się spodziewać – na jaką skalę są to pożary. Nie traktowaliśmy tego jako wycieczki, tylko walki z żywiołem. Każdy z nas wiedział, że będzie niebezpiecznie i trzeba było uważać, aby nie popełniać błędów. Także umieć współpracować z Grekami, którzy znają specyfikę tych pożarów, terenu lepiej niż my. Również korzystaliśmy z ich węży o mniejszej średnicy, które były bardzo pomocne.
Czy po powrocie z malowniczej płonącej Grecji pozostała jakaś trauma?
– Trauma to nie. Bardziej zyskaliśmy doświadczenie. U nas jak wspomniałem nie ma takich pożarów, więc widzieliśmy na jak dużą skalę one tam występują. Poza tym duża satysfakcja, że ci ludzie czekali na nas, a my mogliśmy im pomóc. Cieszymy się, że cało i zdrowo wróciliśmy do swoich domów.
Na koniec proszę wymienić pilską ekipę, która wyruszyła z pomocą do Grecji w środę 19 lipca 2023 r.
– Mł. Bryg. Grzegorz Orłowski D-ca Jednostki nr 1 w Pile, Mł. asp. Amadeusz Olbiński – ratownik medyczny, St. ogn. Dariusz Kosik – kierowca, Ogn. Dawid Speier – kierowca, Asp. Mateusz Kentzer Naczelnik Wydziału Operacyjnego iMł. asp. Witold Chwiałkiewicz strażak. To był skład z JRG 1 w Pile.
Rozmawiał: Sebastian Daukszewicz
—
Dla przypomnienia: w 2018 roku nasi strażacy gasili pożary w Szwecji, a w 2021 w Grecji. Moduł GFFFV w naszym województwie został utworzony w 2011 roku, a jego skład liczy 250 funkcjonariuszy.











